Od(nowa)
Kupić nie kupić ?
czekać ?
Cykora miałam strasznego, tyle wam powiem. Dwa lata przerwy od mojej ulubionej formy znęcania się nad sobą tzw. terapii doznań wszelkich czym jest Spartan pozwoliło na to, że w mojej małej główce zagościł strach. Suma strachów była większa z innych powodów a powiedzenie "co cię nie zabije to wzmocni " ma tu duży osobisty wydźwięk(żyje żyje jak widać ;-) ale było ciężko.
Wirtualna moneta została rzucona - KUPUJE START;-)
Jak w turystyce tak i w świecie biegów OCR istnieje coś takiego jak LAST MINUTE co niewątpliwie wpłynęło miłosiernie na mój portfel ;-) i na końcową decyzję na TAK Spartan Super Krynica 2019
W ciągu tych dwóch lat zmieniło się w moim życiu równiej to, że teraz podróżuję w towarzystwie Irka - swojego osobistego bohatera domu;-)), zapalonego triathlonisto/OCR-owca i moim zdaniem wyjątkowego człowieka ale też mega mocnego zawodnika .Taki osobisty motywator do biegów jest bardzo potrzebny;-)
- Wersja dla niepełnoletnich;-)) -"Kochanie idź pobiegaj bo widzę, że w Tobie tyle nagromadzonych emocji i negatywnej energii" drugiej wersji nie podam ;-D
Tak więc po takich wybieganiach, po wkopaniu około 100 sadzonek do ogrodu i 2 litrach zakwasu z buraków "byłam gotowa" .
Pierwszy raz od dawna poczułam takie hmm...podniecenie z domieszką euforii, które mogę porównać do momentu zakochania (oczywiście wy możecie tak czuć kupując nowe buty, lub zjadając pierwszą czekoladkę po miesiącu przerwy )
Niestety słysząc głosy:
- "Anka masz podejść do biegu jak do spaceru.."
- "nic nie musisz udowadniać.."
- " na spokojnie-PAMIĘTAJ"
trzeba było przestawić guzik z RYWALIZACJA na BEZ PARCIA
25.08.2019 Dzień zawodów
Krynica Zdrój - moja spartańska ulubienica .2 x Spartan Beast dostarczyły mi tyle doznań emocjonalnych i fizycznych jak i pokory do tego terenu, że nic nie mogło mnie i tym razem powstrzymać przed przygodą z Jaworzyną.
Ten kto był to wie a ten kto nie był to niech wie, że jest to bardzo ciężki teren pod względem przewyższeń, ciągłych podbiegów i stromych zbiegów, a gdy do tego koszyczka przyjemności dorzucić przeszkody, wysoką temperaturę oraz karne burpee na otwartej, nagrzanej przestrzeni o wręcz pustynnej aurze to tylko jedno słowo ma parcie na usta :-0 Niech zgadnę ...Na Ka??haha
Fala 9:45 dystans 13+(wyszło 14,3km)
2 żele i krówka w płynie(smakowała krakowską pijalnia czekolady i nawet była gorąca;-))), trochę wody i podobno wyglądałam dobrze jak na taki wysiłek. Palce spuchnięte jak te grube parówki z lat 80 tych co gościły na stole w większości polskich rodzin a i u mnie również w wazonach - bo ileż można jeść parówki na śniadanie!!! Czasami dopadało mrowienie, drętwienie lub mgła przed oczami,ale nie było to nic czego nie znam a psychikę nadal mam mocną za co dziękuje mamie, że pozwoliła mi przybyć na świat troszkę wcześniej co jak widać wpłynęło na rozwój mojego wyjątkowo zawziętego charakteru ;-)
Czy było coś co mnie zaskoczyło?
Jako 3 bieg w Krynicy byłam przygotowana na inwencje twórczą organizatorów ;-) i mimo tego wytyrania jestem mega dumna z siebie i zadowolona z mojego 41 miejsca po takiej długiej przerwie .
To miejsce ma coś takiego w sobie co powoduje mieszane uczucia, ale w gruncie rzeczy i tak chcesz znów tu wrócić by na trasie mimo towarzyszy być sam ze sobą. Tylko Ty sam masz taką władzę nad ciałem i umysłem, która doprowadza cię do mety, a reszta to tylko szczęśliwe zrządzenia losu.
Wiele kobiet z naszej drużyny OCR TEAM DĘBICA brało udział w tym zacnym biegu:
- Kasia Marciniec , Anna Laska dwie petardy - były mi bliskie na trasie ( dobra asekuracja to podstawa na takich wysokościach;-*)
Anna Wojtaszek, Agnieszka Dobosz, Klaudia Socha, Monika Gąsior z tej czwórki jestem mega dumna. Pokazały Panie, że można wszystko, a za wszystko odpowiada mocna głowa czego jesteście przykładem. Moje ulubione Muszkieterki :-*, zawsze uśmiechnięte i zawsze mają mega odjechane włosy ;-)
Beata Kaczor również pierwszy raz poznała moc Jaworzyny i również pokonała siebie i swoje słabości - brawo ;-)
Nie byłabym sobą gdybym nie wspomniała o naszych drużynowych ogierach
24.08.2019 Spartan Ultra 53km , 3200m, 60 przeszkód
Podobno już więcej TEGO nie zrobią , a my to już słyszymy drugi raz ;-)) Gratulacje ;-)
25.08.2019 Spartan Super I miejsce Drużynowo dla OCR TEAM DĘBICA
Radek Dąbrowski- 2:29:50 Piotr Lipa - 2:37:48 Rafał Mroczek - 2:39:33 Ireneusz Lipa - 2:40:26
Tomasz Ciaciek - 2:44:00, Paweł Łuka - 2:57:02
Dla tych chwil po prostu warto się chwilkę pomęczyć .AROO!!
Do zobaczenia na kolejnych liniach startu
Wyjście solo na dziko
Początki.... Ten post powstaje tylko dlatego, żeby kiedyś wrócić do niego i trochę powspominać, że kiedyś takie rzeczy robiłam i takie błędy popełniałam.
Szlak dobrze oznaczona przez las, aż do znaku który informuje o zamknięciu szlaków w tym okresie to raz, więc bez odpowiedniego ubezpieczenia nie wchodzimy!!! a dwa o rozwidleniu. Na lewo prowadzi dalej w kierunku Koprowego Szczytu i na prawo mi już znany w stronę Rysów. Wybrałam Rysy, ale to była tylko kwestia jak daleko dojdę niż ich zdobycie, bo raczej musiałabym czas zatrzymać aby się to udało. Wydeptane jest więc już jest dobrze i nie trzeba torować. Niestety zboczyłam z trasy niechcący i wkroczyłam na tereny mi nie znane, ale nie ma szans że tym razem zawrócę. Ślady są to jakaś forma życia jest hahahaha, stawiałam na skiturowców, bo taki teren pod nich. Właściwie trasa łatwa.... jedna dość spora górka i tyle. Przyjemne wejście jak już ktoś był przed tobą na trasie. Mogłabym nawet nie ubierać raków, ale nie wiem czego lubię w nich chodzić, chyba czuje się pewniej. Ale dopiero na środku górki formuje półeczkę i zakładam. Po pokonaniu właściwie tej jednej "przeszkody", docieram do doliny która częściowo jest pokryta śniegiem, a reszta to raczej głazy, krzewy powiedzmy taka górska "prerijka". Moja irytacja tą formą terenu do potęgi. To jest na pewno jedna z rzeczy co nie znoszę w górach, czyli jak wpadam w szczeliny, które pokrywa śnieg a wydaje się być płytko. Wszystko byłoby ok bo czego innego się spodziewać po górach.... tylko już tak późną porą tam byłam sama otoczona tylko górami i trochę obawa była co gdyby??? Nie należę do osób co by zadzwoniły po pomoc bo skręciłam kostkę czy coś w tym stylu.
Mniejsza o to bo zapominam o najważniejszym czyli górach i widokach które mnie otaczają. Już nawet wkurwi.... wiatr mi nie przeszkadza tylko dosłownie biegałam z jednego pagórka na drugi żeby czasem nie ominąć żadnego zakamarka. Tak działają na mnie góry właśnie, jakby mi dawały skrzydła. Miejsce do którego dotarłam to Velke Hinzovo Pleso (1948 m), na pewno tu wracam latem a przy okazji Koprowy Szczyt. Tyle tego dobrego, czas na powrót. Gdybym wychodziła tak jak szybko schodzę zwłaszcza jak mnie czas goni to bym mogła robić rekordy w górach.
Poszło szybciej niż obliczyłam, ale co innego chce opisać. Już wracając to zszokowała mnie jedna kwestia, ubiór osób które właśnie udawały się na nockę do schroniska w Popradske Pleso (1499).
Posted by Gruszka
The beggining of my journey...
Po śniadanku standardowo przez Morskie Oko udaliśmy w stronę wodospadu, ilość nasypanego śniegu powoduje dodatkowe trudności czyli trzeba torować. Miejsce docelowe jest w zasadzie niedaleko i do tego otoczone drzewami czyli zero wiatru, więc mamy dużo czasu i dobre warunki by poćwiczyć.
Szybki powrót do schroniska i standardowo trochę teorii wieczorem, tym razem jak czytać mapę i radzić sobie z kompasem i powtórka z rozrywki czyli lina.
Dzień 3. Dolina Młynnicka i trochę wspinaczki
Ostatniego dnia wyruszyliśmy do doliny Młynnickiej. Pogoda dopisuje, jest słonecznie i bezchmurnie. Droga jest pionowo w górę, ale krajobrazy nie do opisania zwłaszcza na Czarny Staw i Rysy.
Instruktor przygotowuje stanowisko i kolejna forma wspinaczki, aby poczuć trochę wysokości w pionie i obyć się z linami i używaniem czekana. Po próbie każdego jeszcze przekładane ćwiczenia na hamowanie czekanem ze względu na dużo śniegu, ale tu już warunki idealne i testujemy 3 formy: na plecach (chyba najprostszy jak taki istnieje hahahah), przy upadku z głową w dól i na brzuchu i ostatni, który wprawił największą trudność dla niektórych to na plecach z głową w dół. Dla mnie mega frajda, ale co byłoby w rzeczywistości to miejmy nadzieje, że nie będę musiała się przekonać.
Czas na powrót do schroniska i zakończenie kursu, ale jeszcze po drodze czeka nas przypomnienie form asekuracji. Podczas schodzenia czeka nas niespodzianka w postaci lawiny, która zeszła jak byliśmy w dolinie i przykryła część naszych śladów. Macie okazje zobaczyć, że lawiny istnieją w realu - nasz przewodnik rzekł. I omijamy ją szerokim łukiem.
Podsumowując... Dużo nauki i wiedzy jak na te trzy dni. Bardzo pozytywne wrażenia, ale jak zawsze wszystko co dobre szybko się kończy. Dla mnie to dopiero początek przygody i nowych doświadczeń bo teraz wiem, że jestem we właściwym miejscu i się nie mogę doczekać kolejnych wypraw i tego gdzie to mnie może doprowadzić. Góry to adrenalina, a ja lubię adrenalinę.
Posted by Gruszka
Triple sec... góry, spa i dobre jedzenie
Czasem życie nie układa nam się tak jakbyśmy chcieli, ale to nie znaczy że nie idziemy właściwą dla nas drogą.
Z niestety wielu moich słabości ta jest jedna z moich ulubionych, a mowa o hotelach z wyższej półki.
Góry same w sobie by mi wystarczyły no ale....
Hotel bukuje bezzwrotnie już w grudniu, cena lepsza no i odwołać nie mogę co normalnie jest minusem ale nie tu, robię to z premedytacją, bo wiem że już muszę jechać bo szkoda.
Jest to jeden z moich ulubionych noclegów usytuowanych w górach, ten akurat w Tatrzańskiej Łomnicy na Słowacji tj. Grand Hotel Praha, a jest to miejscowość idealna na wypad w różne rejony i szlaki Tatr Słowackich.
Plan był taki: wcześnie wstać i tam dotrzeć i jak najwięcej skorzystać. Ale już mi chyba nikt nie wierzy, że tak się stanie...
Bezsenna noc i niestety wykrakane, wyjazd później niż planowany, ale za to pogoda mega zwłaszcza po wichurze nocnej, która nie dała mi spać.
Melduje się w Tatrzańskiej Łomnicy o 11, szybki zakup ubezpieczenia i dalej w drogę.
Niestety pogoda ulega pogorszeniu co nie wróży ładnych widoków z Łomnicy na którą zaplanowałam wyjechać w tym dniu.
Dojazd bardzo łatwy, parking darmowy także idzie jak pomaśle. Cena za wyciągi, a będzie ich 3 daje wiele do życzenia.
Okazuje się że to idealna miejscówka na wypad na narty, patrząc na narciarzy aż mi żal że nie spróbuje. Nie planowałam i się nie przygotowałam.
Ale wracam na pewno tylko w następnym roku by spróbować te trasy.
Ostatnia kolejka na szczyt jest uzależniona od godziny przypisanej przy zakupie także jest jeszcze chwila na podziwianie narciarzy i obmyślanie gdzie prowadzi szlak na szczyt i czy taki w ogóle istnieje.
Niestety górę zaczyna pochłaniać mgła, co nie wróży nic dobrego, a konkretnie zero widoków.
No i niestety, jak to też bywa w życiu, planowane przepiękne widoki na całe Tatry nie udały się. Mleko, mleko i jeszcze raz mleko, a do tego pizga że hej.
Dla mnie to cenna lekcja jak już się zdecydowałam wychodzić zimą w góry. Ręka zdrętwiała po dosłownie paru minutach bez rękawiczki, zdjęcie muszą być więc przecierpię.
Nie ma co oglądać więc czas na powrót, a ten też ma określoną godzinę, także nawet gdyby była pogoda na widoki i chciałabym posiedzieć to nic z tego, czas na górze to tylko 50 minut. Konkluzja... jak nie ma pogody to nie ma co wyjeżdżać.
Humor mnie jednak nie opuszcza, bar jest, piwko na szczycie wypite, więc czas na powrót.
Pora obiadowa więc trzeba szukać dobrego żarcia. A jak wiadomo różnie bywało zwłaszcza na Słowacji więc czasem kwestia szczęścia (przypomniała mi się pizza z przed roku w jakieś dziurze na Słowacji, kiedy z grupą wybraliśmy się na spartana zimowego Valciańska Dolina, ale imprezka zrekompensowała wszystko, a alkohol przetrawił to coś).
Najlepiej tam gdzie dużo ludzi jest, to jest dobry znak i po kilku okrążeniach trafiony zatopiony - restauracja zwana "Stara Mama". Dużo ludzi, a do tego miejsce ma swój klimat także zostajemy.
Nasycona, więc czas na meldunek w hotelu, który już znam i wiem co mnie czeka. Siesta musi być, a że czasowo dobrze stoimy to koniecznie.
Wyspana to czas na strefę relaxu czyli basen, jakuzzi i saunę, nie wiem jak ktoś może tego nie lubić. Basen zewnętrzny podgrzewany z bąbelkami przebija wszystko. Odpływam dosłownie.
Kilkanaście długości basenu na koniec powoduje ssanie w żołądku, a więc pora na kolacje. Smaki jakich jeszcze nie jadłam, oczekiwania zaspokojone. Menu inne niż ostatnio także nie można się nim znudzić.
Dobra mam jeden minus tego miejsca, wieczorny seans filmowy nie wypalił bo internet mulił, ale to jakbym się strasznie czepiała, przecież mogłam wcześniej zbuferować.
Drugi dzień. Rano pobudka, czas na śniadanie (też niczego sobie) i wymeldowanie, aby się udać do mojego miejsca czyli Strebske Pleso, takie tam słowackie Zakopane.
W zimie tu nigdy nie byłam także nie wiedziałam co mnie czeka. Parking darmowy, a to nowość, chyba jest za zimno dla parkingowych.
Temperatura ujemna, więc po nocnym deszczu całe chodniki oblodzone (porażka), ale to nam nie doskwiera aż tak bo idziemy na szlak już mi znany, ale nie w zimie.
Do naszego celu Popradske Pleso prowadzą 2 szlaki, wcześniej nie zwróciłam uwagi, ale ten fajniejszy z otwartą przestrzenią i bardziej eksponowany z mega widokami jest oznaczony jako teren lawinowy, więc musimy obrać ten drugi.
Gdyby nie drugi głos rozsądku to ja bym wybrała ten pierwszy ładniejszy szlak, ale to już zostawię na kiedy indziej.
Trasa bardzo łatwa, dodatkowo już przetarta także godzinka i jesteśmy. Miejsce mi dobrze znane w porze wiosenno-letniej niczym tego nie przypominało.
Zdecydowanie wole tą wersje bez śniegu. Chciałam podejść bliżej do Osterwy na której byłam w lecie, ale kiedy wpadłam po samo kroczę odpuściłam bo na wszystko przyjdzie czas.
Najgorsze to to, że stuptuty miałam w plecaku a nie na sobie, raki też a czekan w samochodzie... o rękawicach już nie wspomnę.
I wtedy zrozumiałam, że wychodzenie w góry w zimie to inna bajka, polega na czym innym niż tylko widoki, jeszcze nie umiem tego opisać bo wszystko przede mną.
Przygotowanie i organizacja to podstawa, a do tego szkolenia i jeszcze raz szkolenia.
W lecie można tu posiedzieć i podziwiać godzinami, ale zima ma swoje zasady i po krótkiej wizycie czas na powrót. Mniej niż godzina i już przy samochodzie, także jak na góry to zaliczone w kosmicznym tempie.
Nawet pokuszę się o stwierdzenie, że nadaje się na wypad po niedzielnym obiedzie. Koniec wycieczki, ale nie koniec przygody zaplanowanej na ten rok także do usłyszenia.
Ogłoszenie dla znajomych lasek: planowany babski weekend a la "reset", także będziemy w kontakcie.
Posted by Gruszka
Deser....
Po drugie.... Popradzki Staw, gdyby komuś było mało, a uwierzcie zawsze jest mało..... i wtedy szlakiem dalej w górę.
Trasa banalnie łatwa... do tego w zacienionym miejscu i chroniącym nawet od deszczu.
A widoki nie do opisania po tylko kilkudziesięciu minutach maszerowania...
Proste... i tak łatwo dostępne... no dobra trzeba zapłacić za parking...
Po około 40-50 minutach wędrówki docieramy do tego miejsca...
Już będąc na górze wiesz właśnie, że to jest toooo.... i było warte tego wysiłku.
Przy ładnej pogodzie panorama na tatry niesamowita...
Idealne miejsce na biwak....
Po trzecie... Wodospad Skok
Startujemy również z tej miejscowości tylko innym szlakiem.
Kolejny bardzo przyjemny szlak...częściowo również zacieniony, prowadzący przez las... a reszta to droga otwarta z panoramą na góry.
Po godzinie docieramy do celu....
Czy to samotnie czy z dzieciakami czy z pupilem...
O każdej porze roku inne widoki, jak na razie odkryłam wiosenną i letnią stronę tych miejsc... a jeszcze jest jesień i zima... a o pogodzie już nie wspomnę, bo stamtąd nie wyjadę.
Przedstawiłam wam kilka z wielu tras z tego miejsca, ale reszta należy do odkrycia przez was.... to najlepsza część czasami.
Miał to być lekki post... i mam nadzieje że nawet laicy są chętni spróbować przygody z górami.
Bo wszystko jest dla ludzi tylko odkryć co pasuje do danej osoby, nie każdy ma być od razu Urubko...
Taka zachęta dla spragnionych przygód... nie zawsze to wymaga od nas czegoś niemożliwego.
Pozdrawiam Marta
Zawodnik widmo
Wiadomość od Agi: - Gruszka jesteś?
- Jak wiesz karma wraca kiedyś, ty dałaś komuś bilet dziś bilet leci do ciebie
- 26.08 godzina 8:45 zapraszam na start Runmageddonu
To właśnie taką wiadomość dostałam wychodząc na Rysy, nie ukrywam byłam zaskoczona, ale fajnie że dziewczyny pomyślały. Wiadomo dziś nie ma co decydować bo mam co innego do zrobienia, ale jak najbardziej oferta nie do odrzucenia i nie byłabym sobą gdybym nie powiedziała tak! Spontany są najlepsze.....
Obiecałam sobie, że już nie kupię żadnego biletu jak nie wrócę do formy, no ale teoretycznie nie kupiłam, więc miałam tylko jedno pytanie czy zostajemy na noc po biegu w Krakowie??? Bo to ma znaczenie..... Bieg biegiem, ale ta cała otoczka po kusi bardziej, przynajmniej ja tak mam.
Miałam już plany na dzień wcześniej biegu i wiedziałam, że wszystko będzie tak na styk. Ale zaklepane, raz kozie śmierć i wpisałam w grafik.
Mój pierwszy Runmaggedon.... ciekawość zżerała, bo do tej pory tylko Spartan Race. Czas minął bardzo szybko i zbliżał się ten owy weekend, nie mogło być już gorzej, aż nie zaczęły mi się te trudne kobiece sprawy i już wiedziałam że to nie będzie runmageddon classic, ale runmageddon hardcore. Ale przecież nie odmówię, zwłaszcza, że miałam taki fun cały tydzień przed biegiem z mojego alter ego... Klaudia, trochę mi jej nawet brakuje....... hahahahaha (dla wtajemniczonych). Właściwie to nie wiedziałam co zrobić więc wszystko zostawiłam losowi.
Pakiet odebrałam przed północą przed biegiem od naszej Klaudii i jeszcze powrót do domu. Już się szykowałam na małą ilość snu. Dziewczyny już bawią w Krakowie, a ja staram się jak najszybciej zasnąć bo jeszcze jutro trzeba liczyć drogę do Krakowa. Pobudka o 5:30 i pierwsze co biorę to niestety ketonal, bo bez niego pewnie nie przeżyłabym dwóch ostatnich dni. Pogoda okropna, nie pada tylko leje i wiedziałam, że teraz tylko nastawić się jakoś bo jak zacznę wydziwiać to nie pobiegnę. Pozytywne nastawienie to podstawa.... spoko taki tam runmaggedon, po prostu pójść na start i pobiec do mety, bułka z masłem, mus to mus i tyle miałam w głowie.
Całą drogę śpiewałam chyba z nerwów albo po dragach hahahaha, W końcu dojechałam nawet z dobrym czasem i spotykam dziewczyny czyli moje sponsorki Aga i Monia. Dalej prowadzi Aga bo już obeznana w temacie i po załatwieniu formalności idziemy pod start. I tu obserwejszyn bo jeszcze trochę czasu do startu.... przed nami inna fala startuje, więc podglądamy trasę, która zaczyna się od rozgrzewki we wodzie, start z workami i też woda i dalej pod drutem i nie byłoby zdziwienia ale też we wodzie i do pierwszej ścianki. Chwila refleksji i tak myślimy..... dużo tej wody, ale najlepsza była Aga.
Aga: Gruszka pod ścianką ja robię tak... ty mi tu nogą na kolano potem na ramię i przechodzisz
Ja: WTF?????????????? pomyślałam..... ja to robię tak - oglądam się i szukam jakiegoś osiłka i robię pieskie oczy i dawaj
Ja: Tej twojej pozycji nie przerabiałam, a zrobiłam trochę biegów.... kurcze mogłyśmy chociaż wcześniej poćwiczyć trochę hahahaha
Dobra ruszyły konie po betonie, albo klacze po piasku.... początki jak zawsze... ciężko to moje ciało rozgrzać.... hahaha. Woda była mega ciepła, a padało cały czas, więc nie było różnicy dla mnie czy na lądzie czy we wodzie biegnę. Aga i Monia narzucają tempo, ale spoko biegniemy w kupie.
Przeszkody są dla mnie nowością, ale przechodząc jedną za drugą współpracując razem to nawet czekam na kolejną. I to błoto, błoto i jeszcze raz błoto... już miałam dość... nawet piasek w buzi miałam bo cycek do picia też w błocie. Niektóre przeszkody są oczywiście nie do przejścia dla nas więc kara musi być czyli 20 burpees. I tak mijają godziny, ale biec trzeba dalej... przy postoju na wodę niestety zaciął mi się zamek tak był ubrudzony błotem i tu zamiast zostawić siłę na przeszkody to była walka z plecakiem.
Aga: Wyrzuć go!!!
Ja: No co ty zwariowałaś... plecak i bukłak za ponad 300 zeta wyrzucić... nie ma mowy....dawaj... ciągnij...
Po 10 minutach walki udało się i tu kolejna współpraca tria! Monia ta płukanka zadziałała cudownie dzięki hahaha....
Był taki moment, że marzyłyśmy, żeby wejść do wody już z różnych powodów...hahahah. Czułam się średnio, bo mój żołądek już odczuwał dłuższe zażywanie ketonalu i nie nabrałam prędkości jak to bywa na dłuższych dystansach tylko czułam się słabo. Właściwie to chyba już nic nie czułam, wyłączyłam się gdzieś w trakcie biegu. Ale przyszedł czas na fun który uwielbiam czyli zjeżdżalnia do wody... dla takich chwil warto biec i tyle.
Nie zapomnę nigdy jak z wody po przemyciu błota wyłonił mi się but Agi z czymś białym na bucie. I wtedy ooooo ku&*%#$ co ty masz na bucie???? ale ja już wiedziałam, że zapomniałam chipa. Jak można zapomnieć.... konsternacja totalna.... porażka na maksa. I tak już po ptakach biegnę dalej.
Co było fajne jeszcze to... kontener z lodem, skok na bombę, bo nie było szans dostać dzwonka i te chyba 2 ostatnie.... porodówka i wiszące opony mi się spodobały, chociaż odpuściłam na tej ostatniej. Jeszcze tylko skok przez ogień i oczywiście woda przed finishem... Medal jest, ale mało ważny bo nawet bez niego byłabym mega zadowolona. Przebiegłam to jest ważne!!!! Dzięki dziewczyny... besos
Muszę przyznać, że organizacja na bardzo wysokim poziomie także brawo.... Na pewno nie będzie to mój ostatni Runmageddon.
To tylko pierwsza część naszej przygody....druga jest objęta niestety cenzurą.... co zostaje na wyjazdach to zostaje.....
Takie tam na koniec.....
Jestem tylko zwykłą "openerką" ale wiecie co??? dobrze mi z tym. Nie potrzebuje poklasków, lików czy podium, ja biegam dla samej siebie i jeżeli ktoś tego nie rozumie to już jego problem. Szanuje pracę jaką ktoś wkłada w treningi, żeby być jeszcze lepszym i takie zawody dają im możliwość sprawdzenia się, i walka o podium jest wtedy wskazana, ale nie dajmy się zwariować i szanujmy każdego uczestnika!!!!
Między piekłem a niebem...
Kolejny górski post....
Ostatnio znalazłam i takie prawdziwe…. „Zawsze jest dalej niż wygląda. Zawsze jest wyżej niż wygląda. Oczywiście zawsze jest trudniej niż wygląda”.
Kolejny wyjazd w góry musiałam już drugi raz przełożyć… niestety. Ale jak to mówią do trzech razy sztuka. Także wszystko w rękach losu i może troszeczkę moich… hahaha. Jestem tylko amatorem pasjonatem, który stawia swoje pierwsze kroki w górach. Ale móc to chcieć.
Tym razem powrót do przeszłości, czyli do wspomnień z wyprawy, którą odbyłam dokładnie w drugiej połowie lipca tego roku. Plan był ustalony na pierwszy dzień tzn. przejść całą Dolinę Młynicką i zejść Furkotną, do której już podchodziłam z jednej i z drugiej strony, i tak albo szlak zamknięty albo pogoda pod psem. Więc tym razem musiało się udać. Ale niestety pogoda rozdaje tu karty i sprawdzałam ją codziennie, zwłaszcza że nie rozpieszcza ona ostatnio gór. To ma być fun trip, a nie walka z żywiołem.
Próbuje różnych możliwości i metod jak ogarnąć góry z jednym noclegiem i dwoma wyjściami. Tym razem stawiam na bardzo wczesny wyjazd bo o 4 rano już w drodze. A ja tak nie znoszę wstawać rano… ale czego się nie robi dla gór, a do tego może się okaże, że jestem jednak porannym ptaszkiem… Puściutko więc droga minęła bardzo gładko i sprawnie, i po przekroczeniu granicy słowackiej kieruję się najpierw na miasteczko Tatrzańska Łomnica, gdzie już w znanym i sprawdzonym miejscu ogarniam ubezpieczenie w góry, no niestety konieczność … taka rada dla wychodzących!!!
Tyle razy odwiedzałam te regiony, że już nawet nie używam nawigacji i po załatwieniu formalności kieruje się bezpośrednio na Strbske Pleso, skąd zamierzam rozpocząć swoje wyjście. Pogoda jest w porządku nawet słońce świeci, a zapowiadali deszcz i burze, także entuzjazm jeszcze bardziej rośnie.
It has began. Jestem na szlaku, który jest bardzo przyjemny, trochę zacieniony bo chwile prowadzi przez las. No i te widoki już u podnóża, które zapierają dech, chyba że tylko ja taaak reaguje na góry :-) seria zdjęć i ruszam dalej.
Pierwszy dłuższy przystanek tak mniej więcej po godzinie to wodospad Skok. Teraz tak sobie myślę, że ja nigdy nie patrzę na zegarek w górach, a przecież czas tam ogrywa dużą role… no ale szczęśliwi……:-):-):-)
Kiedy byłam tu ostatnio czyli w maju też tego roku to
jeszcze skały były otulone śniegiem, a tym razem jest bardzo zielono i kolorowo, można powiedzieć taki górski gaj. Teraz wiem dlaczego ten szlak przyciąga zawsze tyle turystów, ma swój klimat. Pod wodospadem dużo płaskiego terenu i fajne miejsce do zabawy w wodzie np. dla dzieciaków lub pupili.
Niestety tutaj już pojawiają się niepokojące symptomy, że mój organizm jeszcze się nie zregenerował po ostatnim leczeniu i zaczynam mieć zawroty głowy. No cóż trudno...
Szlak dalej prowadzi dosłownie nad wodospad i ma tam parę metrów z użyciem łańcuchów, ale nic trudnego, no może jeden odcinek jak jest tam mokro. Po pokonaniu ścianki czeka mnie magiczny krajobraz z pierwszym jeziorkiem na tym trasie czyli Staw nad Stokiem. I tak właśnie po tylko 10-15 minutach przenosimy się w kolejne zaczarowane miejsce. Najbardziej drażniący jest tu czas bo nie wiesz co masz jeszcze przed sobą i ile czasu możesz tu poświęcić. Ja bym musiała zatrzymać czas, żeby się tym wszystkim nacieszyć.
Trasa dalej kojarzy mi się z wielkimi schodami.... czyli wyjście i po prostym i znowu wyjście i po prostym i tak dalej. Po krótkiej wędrówce dochodzę do pomnika więc wypada się dowiedzieć o co kamam??? już wiem... :-(
W tym rejonie 25 czerwca 1979 roku wydarzyła się tragiczna katastrofa w
Tatrach. Helikopter TANAP-u, spieszący z pomocą rannej niemieckiej
turystce, runął i eksplodował. Sześciu ratowników zginęło na miejscu, a
siódmy zmarł w szpitalu. Był nim znany himalaista Milan Kriššák. Przy pomniku pozostawione są jeszcze szczątki po wraku.... smutne ale prawdziwe niestety... turystka sama zeszła wcześniej...
Nie jestem jeszcze zmęczona, a powoli zawroty mijają, mam nadzieje że już po kolejnym "schodku" będę u podnóża gór bo się nie mogę doczekać, a pogoda jak to ona zmienna, no i te ciemne chmury nie dają mi spokoju. Tradycyjnie kolejny przystanek na spożycie czegoś przy jeziorku Capi Staw na wysokości 2025 m n.p.m. Każde ma swój urok i jest jak unikalny odcisk w górach, za każdym razem jestem nimi wniebowzięta. Chwila refleksji.... ale już widzę gdzie znajduje się tak zwana "Bystra Ławka", ale tylko w postaci punktu bo za daleko na ostrość.
Podejście jest dość ostre i strome, ale w końcu docieram do końca mojej wędrówki w tej dolinie i po pokonaniu ostatnich metrów wraz z łańcuchami ukazuje mi się kolejna dolina Dolina Furkotna. Miał być atak na szczyt Furkot, ale z pewnych względów głównie pogodowych nie udał się. Bystra Ławka to bardzo wąską przełączką na 2300 m n.p.m., więc przy większej ilości turystów lubią robić się tu zatory. Ale było w porządku, odbyło się bez czekania. Po przejściu ukazuje nam się Wielki Furkotny Staw Wyżni.
I tu się zaczęło...Te chmurki nawet dodawały uroku temu miejscu, do czasu jak w ciągu kilku minut pokryły większość krajobrazu i wydały dźwięk... wiadomo jaki.... i tu konsternacja bo się okazało, że jestem wyżej niż chmury burzowe... lubię takie zaskakujące momenty, ale po... jak się dobrze kończą. No nic i tak nigdzie nie ucieknę. Idziem dalej... i widzę, że inni wyłączają telefony, więc nie chce być jedynym celem pioruna i robię to samo. Teraz trochę żałuje, że nie nagrałam chociaż paru sekund. Zaczęło się... weszłam w burzę, na szczęście z delikatnym gradem, widoczność kilku metrów, ale jestem coraz bardziej mokra więc przyśpieszam. Na szczęście trwało to może z 15-20 minut i nastała cisza.
Nie ukrywam miałam banana na twarzy i jaka zadowolona, bo doświadczyłam burzy w górach i mam teraz jakiś jej obraz, ale respekt jest i zawsze będzie. Kontynuuje zejście i po chwili ukazuje mi się kolejne jeziorko tworzące efekt lustra, mowa o Wielki Staw Furkotny Niżni. Ale nie posiedziałam długo i nie podelektowałam się na tyle bo deszcz wrócił niestety i już trwał do końca wędrówki. Także mało w tym przyjemności było na koniec.
W końcu koniec końców... ale nie koniec przygody bo został jeszcze wieczór i cały następny dzień ale to w innym poście...
Fajne jest to, że każdy doświadcza taką wędrówkę na swój sposób, a to wyżej to tylko moje odczucia i moja przygoda, jestem ciekawa jakie będą twoje... pozdrawiam
Posted by Marta
Samotne szczytowanie... Rysy
Wiedząc, że nie muszę tyle ryzykować dostałam skrzydeł i teraz wejście dla mnie było raczej porównywalne do zejścia z góry, bo nie miałam już żadnych lęków, po prostu wiedziałam że to tylko kwestia formalna. Więc sama przyjemność na końcu mojej wędrówki.
Love'las
Love'las bo tak został nazwany półmaraton mający miejsce w mieleckich lasach zorganizowany przez grupę zapalonych biegaczy Zabiegani Mielec w dzisiejszy piękny, słoneczny dzień.
Na miejsce dotarliśmy około godziny 10:00. Po buziaczkach, żółwikach i klepnięciach (bez skojarzeń, chociaż podobno na czwartkowych zajęciach u Łukasza Gębary na Survivalu dużo było rozciągania - "-Wejdź jeszcze dziesięć cm w głąb "...Well, rozciąganie jest ważne aby potem poślady nie były spięte;-)))) Niestety bardzo żałuję, że nie byłam na tym ciekawym treningu bo teraz mój tyłek "krzyczy" o dobre masowanko ;-DDD
Ooooo zbocz...yłam z tematu:-)
10:30: foteczka z ekipą OCR TEAM DĘBICA i lecim na start
Powiem szczerze, że w mojej głowie było do tego dnia dużo negatywnych myśli typu:
- choleraaa nawet nie miałam czasu się przygotować!!!(ostatni taki dystans to Krynica Spartan Beast)
- czwartek rano " o kur...dostałam"
- może będzie lało to nie pojade bo przecież nie mogę się rozchorować
Mnóstwo tego było w mojej główce jednakże Kasia Marciniec - ziomeczek z porodówki ;-D mówi do mnie tak"-Nie bój się , będziemy sobie razem spokojnie lecieć.."tak też było drodzy moi.
Bardzo ważne jest gdy masz wsparcie na trasie jeśli nie czujesz się pewnie chociażby ze względu na brak przygotowania .
Naszym konikiem jest niezmiennie i zdecydowanie świat biegów z przeszkodami a 25 km w terenie górzystym z przeszkodami daje w dupsko, ale to niesamowite doznanie dla duszy i ciała.Kochamy to bo to uczy pokory, daje jak na tacy piękne widoki, zdobywasz doświadczenie w pokonywaniu przeszkód i co istotne, hartuje ducha i wzmacnia charakter.
11:00 Start
Założyłam swoje przeee mega czaderskie słuchaweczki marki KOSS PORTA PRO (najlepszy dźwięk ever - polecam))) i oddając swoje myśli i odczucia muzyce weszłam w synchro z otoczeniem.
Trasa bajeczna. Piękne lasy, a podłoże wymarzone zwłaszcza przez osoby, które niespecjalnie lubią asfalt . Raz po raz z między drzew zaglądało nam prosto w oczy słońce, co również dodawało energii na dalszą trasę.
7k i 15km - znajdowały się punkty z wodą i przekąskami(super sprawa i bardzo miła niespodzianka od organizatorów ) Miałyśmy wodę, żelki, nutellę ;-)) dlatego tylko 2 minutki na złapanie oddechu i trzeba lecieć dalej.
Co się czuje podczas pierwszego w życiu półmaratonu??
Gdyby nie muzyka na uszach byłoby źle;) Nie chodzi o psyche;-D, tylko o zagłuszanie myśli na temat złego samopoczucia czy bólu w tyłku pod koniec trasy ;-)))
Czy zrobiłabym to jeszcze raz np. za rok?
Jasne, jeśli będzie w tym samym miejscu i będzie świecić słońce;-)))
Jednakże nie oszukujmy się drodzy OCR owcy :-)) to nigdy nie będzie Spartan Beast i nie dostaniecie takich doznań jak na wymagających trasach z przeszkodami. Zdecydowanie jednak polecam półmaratony jako własnie taki trening przed Spartańską Bestią bądź innymi tego typu biegami .
Podsumowując:
Organizacja na 5+ , krówki ciągutki były, ciasto na stole i gorący żurek był, a to wszystko bez opłaty wpisowej. Można?Można tylko trzeba chcieć zrobić coś dla innych i dla miłego spędzenia sobotniego popołudnia wśród wielu zapalonych biegaczy jak i ciekawych nowych doświadczeń amatorów 21 kilometra ;-))) takich jak Ja Anka Spartanka ;-D
Tri State New York Sprint 2017
Dawno, dawno temu w pażdzierniku 2016…(lubię te bajkowe początki;-)
-„Gruszka masz wizę? Nie? To może byś ogarnęła?”
-„No dobra ale o czym myślisz?’’
-„A wiesz? w czerwcu jest Spartan Race w NYC, to może by wpadł?’’
Tamtego dnia zaczęła się dla nas nowa spartańska przygoda.
Gruszka w mgnieniu oka ogarnęła wizę, a dzięki sponsorom starty i bilety zostały szybko zakupione. Co do miejsca pobytu to wiadomo, że nie ławka w Central Park, a wygodne łóżko, które dzięki uprzejmości zapewniła nam moja przyjaciółka Kasia, mieszkająca w Nowym Jorku od wielu wielu lat.
Miałyśmy więc na spokojnie pół roku na przemyślenia jak i co nas może czekać tam na miejscu.
Czas szybko płynie, upłynął i nam …
1 czerwiec 2017 podróż na trasie Kraków - Oslo- Nowy Jork czas zacząć;-)
Teraz to już jestem pewna, że nie lubię latać!!! Niestety loty na tej trasie trwają ok 8 godzin, do czego zazwyczaj trzeba dodać kilku godzinne wyczekiwanie na lot na jednym z europejskich lotnisk.
Przylot do Nowego Jorku godzina 20:25. Po przejściu kontroli emigracyjnej i ciekawej dyskusji celnika na temat Gruszki paznokci i jej rzekomej pracy jako robotnik (hehe wesołe chłopaki ci amerykanie) udałyśmy się do wyjścia gdzie czekała już na nas Kasia z mężem…
Tą część wieczoru pominiemy;-) ale wiedzcie, że było miło i długo nam się spać nie chciało przy czym język angielski nam szedł wprost doskonale…
Kolejny dzień spędziłyśmy na zwiedzaniu i zakupach - to oczywiste, ale również trzeba było posmakować jednej z wielu kuchni świata, które w tym właśnie mieście są dostępne na każdym rogu do wyboru do koloru, na co tylko przyjdzie ci ochota. Tym razem wybrałyśmy cos z egzotyki.
Republic - tajska restauracja na Manhattanie serwująca przepyszne dania kuchni azjatyckiej, urzekła nas swoim wnętrzem, przyjazną obsługą, ale przede wszystkim dobrymi cenami;-)( i nie, nie jadłyśmy kota ani psa;-) podobno …
Powrót na Brooklyn i odpoczynek przed jutrzejszym biegiem.
Tradycyjnie już wstałyśmy o 6 jak to zazwyczaj bywa przed biegami, bo albo trzeba dojechać autem/busem, albo biegi są bardzo wcześnie .
Spakowane i pojedzone ruszyłyśmy na biegową przygodę życia…
Kasia za kółkiem wiozła nasze spartańskie tyłeczki do celu jakim było miasteczko Tuxedo Ridge Ski Center, oddalone 1,5 godziny drogi od NYC gdzie tego właśnie dnia czekały na nas nowiutkie medale na czerwonej taśmie, oczywiście po dotarciu do mety…
Zapowiadał się upalny dzień co akurat w przypadku biegu w terenie górzystym kojarzy się raczej z ciałem zalanym potem jak i momentem „Cholera ale gorąco, może bym tak zdjęła koszulkę?”
No dobra nie ma co rozpraszać biegnących obok facetów, prawda? Skupmy się na biegu?
Start naszej fali godzina 13:00. Mając jeszcze zapas czasu, rozglądamy się z zaciekawieniem jak i również porównujemy wygląd i działanie tego „spartańskiego wesołego miasteczka”
Pierwsza rzecz – „Oni znają trasę i przeszkody wcześniej!!!o k…a ale dziwnie”. Wybaczcie reakcje, ale to już jakoś nam nie pasowało, bo przecież cały fun w tym żeby nie wiedzieć!!! No tak czy nie? A do tego jeszcze śliczna, kolorowa mapeczka z trasą i opisem przeszkód. Dla nas to po prostu nie do przyjęcia.
Kilka fotek dla fanów OCR Team Dębica (a to z flagą, a to napinka, dziubki i ten tego na linii startu ;-0 Pić się chciało strasznie. Podobno to był skutek nawadniania przez dwa dni, ale jak coś to nie my bo my tylko zdrowo się odżywiamy i zdrowo pijemy;-)
Dobra, zostało 5 min i lecimy ...
Na początek dość konkretny podbieg, na którego szczycie znajdowały się pierwsze przeszkody a wierzcie mi, z wyschniętym gardłem to dopiero był challenge!
Dalej trasa prowadziła wiadomo jak na Spartan Race przystało - up and down, aż do bólu ? Podłoże nie specjalnie przypadło nam do gustu ze względu na kamienie, które występowały właściwie przez większość trasy, a momentami droga była tak gęsto usłana głazami różnych rozmiarów, że biegło się po nich z mega koncentracją aby nie zakleszczyć stopy jak i oczywiście nie skręcić kostki. Minusem takiego terenu jest oczywiście strata cennych sekund w walce o miejsce w tabeli, ale z drugiej strony nogi są jednak cenniejsze i warto było się na nich skupić podczas zawodów.
Jeśli chodzi o przeszkody tylko jedna właściwie była dla nas nowa - Twister reszta taka sama lub delikatnie zmodyfikowana jak te występujące w Europie Centralnej:
- czołganie pod taśmą
- krótsza lina
- przyciąganie taczek z workami
- olympus z otworami
- wiadro z gruzem - zakaz noszenia na ramieniu !?!
Bieg był trudny ze względu na gorąco, teren górzysty i wspomniane kamienie. Jednak nie to nas zmartwiło…
Lecąc tam myślałyśmy, że właśnie w USA można będzie liczyć na bardziej odjechany bieg, z trudniejszymi przeszkodami i rygorem odnośnie karnych burpee. W końcu Spartan Race stamtąd się wywodzi, prawda?
W tym temacie wielkie zaskoczenie a zarazem rozczarowanie…Brak dozoru przy przeszkodach, dopuszczalna pomoc np. na multiringu, przy linie, mankey bar. Boli to bardzo, tym bardziej, że dając z siebie wszystko na przeszkodzie, widząc jak współzawodnik przechodzi obok nawet nie podejmuje wyzwania, a do tego bez karnych burpee to aż się w tobie krew gotuje!!! Wiele takich uchybień miało miejsce podczas tego biegu co nie pozwala w pełni cieszyć się swoimi wynikami… Widać natomiast bardziej komercyjne podejście do Spartan Race (nawet karma dla psów miała tam swoje stoisko ;-( .
Ludzie tam przyjeżdżają na takie zawody w innym celu niż my, albo przynajmniej większość z nas. Jest to dla nich głównie forma zabawy i spędzenia na wesoło weekendu. Nie odczuwa się przed startem takich emocji, które my czujemy podczas startów. Nie widać chęci rywalizacji (nie mówię tu o falach elite) i to chyba wyleczyło nas z podróży w tym kierunku po spartańskie doznania.
Jak na razie z czystym sumieniem możemy stwierdzić, że zawody w Europie są na bardzo wysokim poziomie i są one przede wszystkim traktowane przez zawodników z szacunkiem do zasad panujących podczas biegu, co daje poniekąd poczucie bezpieczeństwa jak również większą wiarę w siebie podczas tej walki ze swoimi słabościami .
Po coś to robimy, tak? Nie zawsze dla medalu, piwa, banana czy foteczki na insta, ale głównie dla siebie, gdy ciężkie dni dają w kość a nasze ciało odczuwa to napięcie już przez dłuższy czas, po to aby podczas biegu poprowadzić wewnętrzny dialog sam ze sobą (na pewno nie jeden psycholog dzięki temu nie ma co robić a i dobrze!!!). Każdy kto stoi na linii startu może mieć inny powód aby wziąć udział w biegu i dopóki tam staje, już wtedy jest zwycięzcą bez względu na wynik w tabeli.
Spartan Race Super Kouty 29.04.2017
Spartan Race Super Kouty
Zapisując się na nasz trzeci bieg w tym sezonie, miałyśmy nadzieje, że pogoda będzie bardziej zbliżona do wakacyjnej, a tu "niespodzianka" - zima na maksa.
Drogi zaśnieżone, 0 stopni i tylko sarny zachwycone spoglądały na nas z przydrożnych pól. Ekipa OCR TEAM DĘBICA podzielona na dwa auta podjechała pod pensjonat w klimacie alpejskim. Miejscowość Karlova Studanka - urocza, zasypana po dupę białym puchem, ale cóż, nie przyjechaliśmy tu na wycieczkę tylko This is Sparta!!! Także tak, na wesoło rozmieściliśmy się po pokojach dogrzewając się skutecznie do nocy…
Poranek 29.04.2017 pobudka 6 rano.
Szybkie śniadanko z mortadelą (na ciepło) w roli głównej, pakowanie plecaków na trasę i ruszamy ku nieznanemu w towarzystwie pięknego słońca i grubych warstw śniegu.
Wybralismy skrót przez góry ze względu na wcześniejszy start Krzyśka (9:30 competitive) ale już po pierwszych km dotarło do wszystkich, że nie był to dobry pomysł. Trochę najedliśmy się strachu, ale za to tylu ludzi chętnych do pchania auta jeszcze nie widziałam.
Po momencie grozy, nawrotka i już odpowiedni trasą ruszyliśmy na zawody.
Miejsce docelowe tętniło życiem, a Spartanie wszelakiej narodowości naładowani adrenaliną czekali na swoje fale. Flaga OCR TEAM DĘBICA tradycyjnie, dumnie powiewała przez okno sygnalizując przechodniom, że harpagany z Polski właśnie nadjechały.
Wspólna foteczka i pożegnanie Krzyśka. Ruszył …
Przed startem skupienie jak i wielki pytajnik co nas czeka w drodze do mety. Nie powiem, ale zawsze dopada mnie stre na linii startu, a jeśli mam kontuzję lub coś mnie boli to w tamtym momencie przestaje, taka jest drodzy państwo siła adrenaliny- trzyma do końca a nawet do dnia następnego przy dodatkowym znieczuleniu;-0
Ruszylismy…
Trasa powitała nas stromym podejściem(stok narciarski) co szybko odcięło dopływ energii i entuzjazmu, którego jeszcze kilka minut wcześniej było wszędzie pełno. Góry to nie plaża w Kołobrzegu, to miejsce w którym zachwyt miesza się ze strachem i ostrożnością. Wielu taki teren dobija nie tylko fizycznie, ale również silna psychika jest tu jak najbardziej istotna. Jest walka głównie z samym sobą, podobnie jak w życiu szukasz rozwiązań i pokonujesz przeszkody.
Niesamowite jest to jakie skupienie panuje na takim górskim szlaku. Nie ma krzyków, jest wewnętrzna rozmowa i oczekiwanie na przeszkody. Po serii ścianek, memory test nadeszła równoważnia (szlak by to!!!)Grunia poszła jak burza, ja niestety poległam co skończyło się ukochanymi burpees(pozdrawiam kolegę Przemka, który również miał tą przyjemność dogadzać sobie karniakami;- )
Trasa o długości 13km z mnóstwem podbiegów jak i stromych zbiegów zasypanych momentami grubą warstwą białego puchu, ale i gęstego błota o czym mieliśmy okazję się przekonać podczas czołgania pod drutem kolczastym. Nasza „ścieżka zdrowia” sama w sobie bardzo piękna i malownicza, ale ciężka głównie właśnie ze względu na warunki raczej zimowe (momentami śnieg po kolana), które nie pozwalały na swobodne poruszanie się na trasie jak i bezstresowe mijanie spartańskich rywali.
Co najbardziej utkwiło w pamięci? Dwie nowe przeszkody. Pamiętam jak wchodząc na wysokość 1000m n. p. m widząc ludzi skaczących obunóż powstała w mojej głowie jedna myśl „co to ku*wa za żabki!!” - Zakładasz ciasną gumkę ? na kostki i lecisz po wyślizganej ścieżce a po drodze dwie ścianki do… No właśnie, do przerzucenia ciała na drugą stronę. Dla wielu trudna sprawa bo niby takie proste a jednak takie trudne. Druga przeszkoda to Olympus na której właściwie wszyscy polegli tymbardziej, że znajdowała się po przejściu lodowatym strumieniem. Nie wiem jak inni, ale ja nie czułam swojego ciała od pasa w dół!!! Brak czucia spowodował zero uchwytu na multiringu co oczywiście zaowocowało karnymi burpees.
Czy bieg był ciężki? Czy się nam podobało? O tak, wyjątkowo wymagający teren co z pewnością przypominało zeszłoroczną Krynicę Beast, jednakże to jest właśnie Spartan Race, który kochamy. Ciężki i wymagający teren o sumie różnicy wzniesień 1846m, pokonywany na zmęczeniu i niewyspaniu mimo wszystko daje niesamowitego kopa energetycznego jak i pokazuje do czego zdolne jest ludzkie ciało, gdy zdane jest na samotną walkę z ciężkimi przeszkodami na nowym, nieznanym dla większości śmiałków terenie. Uwieńczeniem i nagrodą za te wyjątkowe doznania, był nowy medal na niebieskiej taśmie, który dla wielu stanowi kolejny element układanki zwanej TRIFECTA!!!
Wielu z nas tamtego dnia zrobiło życiówki czy niezłe miejscówki w klasyfikacji, ale największym sukcesem było zdobycie przez naszą drużynę 4 miejsca na 182 drużyny co niewątpliwie jest powodem do dumy i radości jak i mobilizuje do mocnej pracy na treningach i walki na zawodach.
Gdy już cała ekipa OCR TEAM DĘBICA dotarła szczęśliwie na metę, ruszyliśmy w stronę naszego miejsca noclegowego.
Nie powiem było wesoło, wielu odnalazło tego wieczora swoje powołanie(DJ, Master of papier, kamień, nożyce, Śnieżna Pantera jak i nocny obnośny snooker challange ;-) Jednakże mamy swoje zasady ? Co się dzieje w…Zostaje w…
Przed nami kolejne Spartańskie wyzwania i następne wypady pełne przygód i ciekawych doświadczeń z dużą dawką śmiechu, ale i pokory po trudnych momentach na trasie, które zostaną na długie lata w naszych głowach i zrozumie je tylko ten, kto przeżył to na własnej skórze.
Już w piątek kolejny trening i pewnie lekko nie będzie, ale wiecie co? My nie lubimy lekko bo tylko wymagające treningi dadzą nam i być może wam, przygotowania do Spartan Race jak i innych biegów z przeszkodami. To nasza pasja a ty drogi czytelniku jeśli chcesz się przekonać czy również i twoja serdecznie w imieniu całej naszej drużyny zapraszamy na treningi OCR TEAM DĘBICA!!!
Spartan Race Sprint Kraków 08.04.2017
Kraków Spartan Race Sprint długo oczekiwane przez wszystkich wydarzenie w końcu nadchodziło wielkimi krokami. Emocje czuć było wszędzie, nawet mój pies był lekko pobudzony. Może nie cała, ale część Dębicy tym żyła to na pewno. Fakt, że trzy grupy treningowe z mocnymi zawodnikami będzie brało udział w zawodach już podnosił poziom adrenaliny. Rywalizacja to podstawa na takich zawodach to oczywiste, ale również dobra zabawa i ciągłe budowanie dobrych relacji w grupie także wiadome.
My jak i nasza ekipa OCR Team Dębica w ostatnim czasie bardzo się zżyliśmy ze sobą, co niewątpliwie wpłynęło pozytywnie na naszą formę jak i wysokie wyniki w klasyfikacjach ale od początku ;-0
Piątek 07.08.2017 Bartek, nasz Treneiro stopniowo tego dnia budował napięcie na grupie odnośnie koszulek drużynowych, że prawie ruszyły zakłady na którą kurier zapoda paczuszkę (lubi tak czasem się zabawiać, taki hazard na wesoło).
Już dawno nic tak nie sprawiło mi radości jak ta koszulka i myślę, że w tej kwestii większość z nas ma podobne odczucia…
7:30 rano dnia 08.04.2017 ekipa gotowa czeka na parkingu w celu skompletowania wszystkich uczestników, a było nas sporo, ponieważ drodzy czytelnicy grupa Soho Survival Team Dębica również ruszyła z nami w kierunku Krakowa. Każdy na swój sposób przeżywał to zdarzenie, jednakże takie sytuacje zbliżają prawda? Umacniają więzi w grupie jak i przyjaźnie wszelakie. Dwie flagi OCR Team Dębica swobodnie powiewają na wietrze wyznaczając tym samym nową drogę dla nas, dla członków tej wyjątkowej drużyny przeszkodowych waryjotów. Arioo i w drogę!!!
Kraków przywitał nas słońcem co pozwoliło odetchnąć (bieg w deszczu to żadna przyjemność).
Ruszyliśmy po pakiety startowe …
Czasu coraz mniej, szybkie przebieranko w aucie (ale się starsze panie na spacerku napatrzyły) i lekka przebieżka do celu jako forma rozgrzewki. Oczywiście było nas widać i słychać z daleka, a zza drzew co chwila seria fleszy z aparatów ?. Ostatnie „powodzenia” dla wszystkich i już tylko jeden kierunek – linia startu.
Trasa miała 7600m mieściła się głównie na Krakowskich Błoniach. Głównie, ponieważ pewien odcinek trasy biegł wzdłuż rzeczki, którą to trzeba było w drodze powrotnej przejść w wodzie po szyje – taki tam dodatek do całości studzący emocje? (nie powiem odcięło mi w tamtym momencie kontakt z ciałem i tylko oklepywanie pozwoliło na powrót krążenia).
Na dalszej trasie zaskoczenia nie było co do przeszkód: ścianki, monkey A, lina, multiring, worki, równoważnia jak i czołganie pod drutami, a teren oczywiście bez wzniesień. Mimo wszystko bieg ciekawy, przygotowany jak zwykle profesjonalnie, a każdy z nas ukończył szczęśliwie zawody i z uśmiechem na twarzy wbiegł na metę po upragnione trofeum – nowy medal Spartan Race.
Potem wiadomo wspólne fotki, wymiana spostrzeżeń jak i sprawdzanie wyników. Niezmiernie cieszy fakt, że mamy mocną ekipę, mimo już jakiegoś doświadczenia w temacie biegów przeszkodowych jesteśmy młodym zespołem ludzi z pasją wspierających się na trasie i treningach. Ten wspólny wypad z Soho Survival Team Dębica przejdzie do historii jako ciekawy i obiecujący początek dla obu drużyn w temacie biegów przeszkodowych, zachęcający do wspólnych wypadów na kolejne biegi w Polsce i Europie.
Nasza nowa przygoda z OCR TEAM DĘBICA zaczęła się właśnie biegiem w Krakowie, a następne na liście już wkrótce Spartan Race Super Kouty. Trzymajcie więc za nas mocno kciuki, bo bez wątpienia namieszamy w tym sezonie. Kochamy to i jesteśmy w tym całym sercem do czego również was drodzy sympatycy sportów serdecznie zachęcamy.
www.facebook.com/ocrteamdebica
Plyo Gruszki
Jeden z moich pierwszych „prawdziwych” treningów po dłuższej przerwie, który mnie urzekł, dlatego nie omieszkam go wam przedstawić. Oczywiście będzie tam moja ulubiona sztanga :-) Trening opracowany przez trenera - Soho Body Spirit - Łukasz Gębara.
Trochę prywaty muszę do trenerów z Soho - "Bardzo się dużo uczę od Was i nawet potrafię trening zrobić sama, co w moim przypadku jest cudem. Jeszcze jest trochę chaosu w tym, ale myślę, że to kwestia czasu także dziękuje za motywacje "- Gruszka
PLYO by Łukasz
- 100 przysiadów ze sztangą 10 kg (kg do wyboru)
- 10 podciągnięć tułowia w podporze z TRX lub z użyciem drążka
- 10 plyo pompek (z oderwaniem dłoni)
Po wykonaniu tej serii zmniejszamy ilość squatów, a zwiększamy ilość pozostałych ćwiczenia jak widać na załączonym obrazku. I tak wychodzi 4 serie tego obwodu.
Squat
Przysiady to ćwiczenia, które angażuje głównie mięśnie pośladkowe oraz mięśnie ud i łydek (na zgrabne uda i pośladki), a przy dodatkowym obciążeniu angażujemy również mięśnie naramienne, czworoboczne oraz biceps.
Poprawnie wykonany przysiad to podstawa, także krótko jak go wykonać:
- nogi w niewielkim rozkroku, kolana zginamy w linii prostej nad stopami, wycofując pupę do tyłu, aby kolana nie wychodziły za palce nóg.
Row TRX
Podciągnięcia to ćwiczenie dla każdego, bez względu na poziom wytrenowania, ponieważ siłę jaką będziemy potrzebować do wykonania ruchu dobieramy sami ustawiając się pod odpowiednim kątem do podłoża. Wiadomo, im ta pozycja bardziej równoległa do ziemi tym zwiększa się poziom trudności. Główne mięśnie pracujące podczas wykonywania ćwiczenia to - najszerszy grzbietu, mięśnie okołołopatkowe, bicepsy i mięśnie przedramion.
Ćwiczenie polega na przyciąganiu tułowia, a dokładnie klatki piersiowej do TRX'a lub drążka. Łokcie cały czas prowadzimy blisko ciała. Nogi pozostają proste. Całe ciało napięte.
Push up
Przy wykonywaniu pompek pracują nie tylko mięśnie klatki piersiowej, barków i ramion, ale także całego korpusu: brzucha, dolnego i górnego odcinka pleców, oraz pośladki i w mniejszym stopniu uda. Pompując, możesz osiągnąć praktycznie każdy cel: większą siłę, mniejszy brzuch czy imponującą klatkę piersiową.
Na koniec tzw "na dobicie" bieg z burpees. Liczba burpees zwiększa się po przebiegnięciu 50 m o jeden i tak aż osiągniemy 10 burpeesów.
Miłego treningu!!!
Koziołki, fikołki czyli duże dzieci i fun
-„Damian jedziemy do FlyPark w Rzeszowie”- mówię do syna.
-„Z kim? Oby nie jakaś 2 latka;-)”
-„Z moimi ludźmi z drużyny, pasuje?”
-„Jak tak to tak”
Tak mój syn zaakceptował trampolinowy plan na dzisiejszy wieczór, a reszty nie trzeba było długo namawiać (powrót do lat młodości…rozumiecie?).
Godzina 18:00 zbiórka na frd, a kto nie rozumie szyfrów Bartka to ja nie będę sprzedawać jego miejsca zamieszkania;-) Oczywiście ja byłam z młodym pierwsza i czekałam, aż wszystkie dzieciaczki zbiorą się na wyznaczoną miejscówkę.
-„Ana weźmiesz mnie i Gabrysie?”- pyta Krzychu
-„No raczej!!!”
I tak nasza czwórka w mojej „Czarnej Furii", a Bartek, Iwona i Piotr w…ehhh coś pięknego i kolor w końcu jaki? Ruszyliśmy na Rzeszów. Cel - FlyPark czyli Park Trampolin.
Mój syn już od wczoraj nóżkami przerabiał z wrażenia, że pofika koziołki z naszą ekipą, co nie powiem i mi się udzieliło…
Wiecie jak to jest, są bilety ulgowe, normalne, dla zakochanych….i? Dla rodziny;-) Nasza w składzie siedmioosobowym (hmm ciekawe kto będzie robił za mamusię i tatusia?…), dostała po parze antypoślizgowych skarpet jak i z zapartym tchem oglądnęliśmy odcinek z serii „czego nie powinieneś robić”.
Poszły dziki, rozpierzchły się w sekundzie. Każdy zajął swój odcinek trampolin skacząc przy tym z radością. To przeskoki, salta, koziołki, aż dzieci uciekły w popłochu;-) Pot leje się tam strumieniami (no dobra ze mnie mniej, nie pocę się zbytnio), tracisz mnóstwo kalorii, a do tego ciągle ci mało. Jednakże w naszym wieku ma się jakąś blokadę przed wykonaniem pewnych trików, a to dziwne biorąc pod uwagę, że biegamy z przeszkodami.
Jedno jest pewne. Zabawa była przednia jak w czasach beztroskiego dzieciństwa, gdzie totalnie odsuwasz problemy wszelakie na bok i całkowicie pochłania cię fun. Do tego gdy robisz to z ludźmi równie szalonymi jak ty to już w ogóle ten czas spędzony jest wyjątkowo, co dostarczy wspomnień i zakwasów na dłuższy czas;-)
Dla OCR TEAM DEBICA była to również forma treningu czego i wam życzymy, aby wasze drużyny oprócz typowych treningów wprowadzały również element rozrywki do planu. To cieszy i zbliża ludzi z grupy, a do tego pracują brzuch, uda i pośladki więc czego chcieć więcej?
Pozdrawiamy i zapraszamy na treningi z OCR TEAM DĘBICA
OCR 55+
Cięższy oddech, biegniesz, czujesz kolana, biegniesz dalej, zmęczenie wchodzi na wyższe obroty jednak nie stajesz, nie zawracasz z drogi co to to nie!!! Wiesz, że masz już swoje lata i jak dużo więcej musisz włożyć pracy w to aby na zawodach mieć siłę do stoczenia walki ze sobą, ze swoim ciałem a i nie raz bólem lub kontuzjami. Czasu nie da się cofnąć, ale trzeba dbać o siebie w każdym wieku, a przede wszystkim tym dojrzałym dzięki temu zaowocuje to hartem ducha, silną psychiką i ciałem zdolnym przekraczać granice, które nawet młodzi ludzie niejednokrotnie nie są w stanie przekroczyć. Stawiając sobie poprzeczki typu biegi z przeszkodami, zwalniamy nasz biologiczny zegar, a nasze wnętrze wypełnia energia przypisywana nastolatkom. Wielokrotnie podczas zawodów Spartan Race widziałyśmy uczestników w kwiecie wieku. Małżeństwa, kumple, grupa pań, które szły przez błotniste kałuże i śliskie ścianki dyskutując przy tym wesoło (nie mam nic do szydełkowania lub dziergania na drutach, ale fajnie by było jakby takich aktywnych babć i dziadków było więcej).
Około 2 lata temu poznałam na treningach wtedy Soho Spartan, Lucjana. Facet po 50-tce, wysportowany, ale przede wszystkim zawsze uśmiechnięty i chętny do pomocy. Treningi jak i wyjazdy na zawody zbliżają ludzi to wiadomo, ale jakoś wcześniej nie było okazji porozmawiać o jego odczuciach jako już dojrzałego uczestnika tego typu biegów (następny dobry powód prowadzenia bloga;-), dlatego po ostatnich zawodach w Svit wpadłyśmy na taki właśnie pomysł, aby to Lucjan przedstawił wam drodzy zapaleni sportowcy w każdym wieku, swoje emocje i punkt widzenia na swój świat biegów z przeszkodami…
„Od czego by tu zacząć może tak, skoro kobiety maja kobiecy punkt widzenia na biegi z przeszkodami to jak ja to nazwę ? Czy wiek ma znaczenie, żeby biegać w biegach z przeszkodami?Stwierdzam, że nie wiek ma znaczenie a "duch", którego masz w środku. Zapamiętaj, nigdy nie jest za późno, żeby zrobić to na co miałeś lub masz ochotę, wystarczy przełamać stereotypy, że w tym wieku już się nie da, że boli cię to i to, że w ogóle to jest dla młodych ludzi, a to wszystko g..no prawda. Chcesz robisz, nie chcesz, włącz TV weź piwo i oglądaj, ale nie narzekaj, że przytyłeś brzuch ci urósł i sapiesz jak idziesz itp. Po 27 latach przerwy bo taniec (zaliczam jako czynne uprawianie sportu), a tańczyłem w Zespole Pieśni i Tańca "Igloopolanie" przez prawie 10 lat, doczekałem się w Dębicy wreszcie super klubu fitness jakim jest Soho, gdzie ludzie niezależnie od wieku mogą znaleźć zajęcia dla siebie i ja też znalazłem. Zaczęło się od siłowni, co nie sprawiało mi przyjemności, więc namówiłem paru znajomych i zaczęliśmy walkę na tzw. "bramie Auschwitz" (dla tych co nie wiedzą o co chodzi to są to ćwiczenia grupowe na różnych stacjach), cześć z nich się poddała, bo to czasu nie mają albo po wakacjach się jeszcze nie zebrali i wiele innych niezrozumiałych przyczyn ale ok. Dowiedziałem się, że są takie biegi Spartan Race i poprosiłem w klubie żeby napisali i dowiedzieli się co to jest, jak to i z czym to się je. No i stało się. Zrobiła się grupa, wpisali się chętni i zorganizowaliśmy wyjazd na pierwszy Spartan Race do Krynicy. Oj ciężko było, słabo przygotowani na żywioł poszliśmy w bój. Po drodze padaliśmy jak muchy, skurcze łapały każdego, a dech zapierało każde wyjście pod górę, ale wszyscy dotarli do mety i to było najpiękniejsze. Wszyscy szczęśliwi i naładowani podjęliśmy wyzwanie i rozpoczęliśmy regularne treningi przygotowujące do biegów z przeszkodami przy okazji zarażając co chwile to nowych ludzi. Zagalopowałem się bo miałem pisać o jaki jest punkt widzenia faceta w wieku 55+ na biegi z przeszkodami. Stop - przypomniało mi się jak po którymś z treningów niejaki Krzysztof zaprosił nas na basen do Pustkowa i siedzimy sobie w jacuzzi i padło pytanie do koleżanki, później podaj dalej do następnego, aż doszło do mnie, a pytanie było "to ile ty masz lat?" no i co odpowiedzieć jak poprzednie odpowiedzi to 19, 24, 26, 25, 31 (chyba trener), a to wiek moich dzieci. Hahaha, dlatego nie zastanawiając się mówię 45 i cichym głosem dopowiadam do 100-tki i w ten sposób co rok jestem młodszy bo dziś mówię 44 do 100-tki. Ok, ale idźmy dalej, bieg bieg bieg muszę przyznać, że jeszcze jak zaczynaliśmy trenować to nie odbiegałem tak strasznie od reszty i starałem się utrzymać tępo, niestety po roku treningów moje koleżanki i koledzy przeszli metamorfozę i co mnie niezmiernie cieszy są coraz lepsi silniejsi i szybsi, widać różnicę z przed roku. Teraz na zawodach biegną żeby wygrać i robią to, albo zajmują super miejsca, a my z kolegą Wojtkiem patrzymy już na to inaczej: po pierwsze nie uszkodzić się, po drugie tępo biegu konwersacyjne i żeby nie zmarznąć (biegi zimowe), po trzecie pomóc innym na przeszkodach, po czwarte pośmiać się i porobić zdjęcia, po piąte przeżyć i ukończyć. Dlatego też zostaliśmy członkami grupy Soho Survival Team Dębica i pod okiem trenerów - Maciej (mój syn, który męczy tatusia) i Łukasz (dzięki któremu zbliżam się do zrobienia human flag i maselup), wspólnie z resztą kolegów i koleżanek przygotowujemy się do biegów z przeszkodami.
W tym roku po raz pierwszy w nowej grupie wystartowaliśmy w Spartan Race w Svit (wersja zimowa) i tu podziękowania dla trenerów - Meldujemy z Wojtkiem, że wszystkie przeszkody wykonane i na liczniku zero burpees , czas zaskakujący jak na to, że zdawaliśmy relacje na żywo robiąc filmy i zdjęcia z przeszkód dla tych, którzy nie mogli wziąć udziału w tym biegu (1h 20 min) spokojnie 10 min mogliśmy być szybciej, ale jak wiecie mamy pięć przykazań, których staramy się nie łamać. Ostatnie wspomnienie z biegu tydzień temu o ładnej nazwie Armageddon Challenge - tak to był Armageddon: przerębla, lód, rzeka i woda woda woda (było tak zimno, że pingwiny pochowały się do lodówek żeby się ogrzać), a cześć przeszkód to bez pomocy innych była nie do przejścia, nawet dla dobrze przygotowanego zawodnika.
Z hipotermią na naszych oczach wyładowało w karetce 7 zawodników, wszystko jednak zakończyło się szczęśliwie, a po tym biegu mogliśmy z Wojtkiem powiedzieć "przeżyliśmy", co prawda żebro stłuczone, głowa skaleczona o drut kolczasty, siniaki na rękach i nogach ale poza tym ok. Czyli z pięciu przykazań - nici, niestety jak się już weźmie w czymś takim udział to adrenalina robi swoje (brak czucia bólu), jak reszta robi to ja nie dam rady, a w dodatku drużyna motywuje i pomaga no i jak tu nie dobiec do mety …”
Cóż mogę dodać...Wiek to tylko cyfry, które jeśli nie nadamy im mocy nic nie znaczą a wewnętrzna siła i dojrzałość w podejmowaniu decyzji tak w życiu jak i podczas biegów, działają tylko na plus dla nas i naszych bliskich, którzy bez wątpienia chętnie słuchają przygód dojrzałych koleżanek i kolegów. Kto wie, być może niejedna rada zostanie przez nich wykorzystana podczas drogi usłanej przeszkodami i doda im odwagi i otuchy na dalszą osobistą trasę.
„Za dwadzieścia lat bardziej będziesz żałował tego, czego nie zrobiłeś, niż tego, co zrobiłeś. Więc odwiąż liny, opuść bezpieczną przystań. Złap w żagle pomyślne wiatry. Podróżuj, śnij, odkrywaj” – Mark Twain
Jest ekipa jest wsparcie ...i dobra zabawa ;-)
Czasami jest tak, że opuszczają cię siły, jakaś niemoc nadciąga. Nic z tym nie zrobisz niestety i lepiej żeby się temu poddać. Dlaczego? Bo to przejdzie, a siły wrócą w odpowiednim czasie. Jednakże gdy przemy i na siłę próbujemy się ogarnąć, efekt jest odwrotny - za dużo energii zostaje zużytej po prostu. Czekamy… Być może to przesilenie wiosenne, sytuacje zewnętrzne dość ostatnio stresujące, jak i zdrowotny hurricane (Gruszka zabieg na rękę a ja szkoda gadać). Dużo spraw wtedy drażni zanim poukładasz sobie wnętrze odpowiednio. Jeśli masz osobę bliską, która da ci wsparcie w takich momentach, to mega fajna sprawa i korzystaj ile się da;-) Z jakiego powodu o tym pisze? Ostatnio na facebook rzucił mi się w oczy post takiej sympatycznej blondyneczki Agaty, która bierze udział w zawodach tak jak my. Traktował o tym, że rodzice dają wsparcie, czyste ubranie po biegu i jakby nie było motywują. Bardzo miło się to czytało… Też tak byśmy chciały bo to piękna sprawa gdy bliskie ci osoby towarzyszą w drodze na szczyt. Niestety my możemy o tym zapomnieć. Nasze rodziny - rodzice lub rodzeństwo nie interesują się nasza zajawką a raczej im to przeszkadza. Być może wynika to z ich wychowania i środowiska w jakim dorastali, jak i braku własnych pasji, bo gdyby takowe mieli, to nie wierzę, że nadal byłby problem ze zrozumieniem. My już mamy swoje lata i nie zmienimy swojego życia bo komuś ono nie leży i nie akceptuje naszych pozytywnych wariactw. Tak już mamy, że się nie poddajemy co daje efekty podczas walki na zawodach. Jednakże nie powiem, bo przykro jest gdy mówisz swoim bliskim jakie miejsce zajęłaś i jak było jarając się przy tym na maksa i następuje zmiana tematu na coś w stylu „jutro ma padać… "rzeczywiście mega ekscytujące zjawisko!!! Porozmawiajmy o tym!!! Na pewno już tego nie zmienimy i najlepszym rozwiązaniem byłoby się z tym pogodzić.
Jeśli nie oni, rodzice to kto daje wsparcie? Na szczęście jest tych ludzi trochę - taka garść różnej maści pozytywnych towarzyszy tych wszystkich podróży, tych wspólnych startów i met. Powiem szczerze, że teraz dopiero czujemy się w pełni grupą zapaleńców dążących do spełniania swoim marzeń na tej ścieżce z przeszkodami. Potrafimy usiąść razem na pożywnym posiłku, przepijając odpowiednim napojem ;-) i rozmawiać godzinami o naszych planach startowych. Jest trener i grupa. Nie ma przywódcy, są ludzie bo to ludzie tworzą grupę. Niejedno małżeństwo chciałoby się tak dogadywać jak my, a już niedługo sam kontakt wzrokowy będzie odbierany prawidłowo i ze zrozumieniem ;-) Nie robimy tego z przymusu. My tacy po prostu jesteśmy - przyjaźni i sympatyczni. Każdy ma inne zdolności dzięki temu wymieniamy się doświadczeniami co niewątpliwie plusuje na przyszłość dla naszej drużyny jaką jest OCR Team Dębica. Jeśli miałabym w jednym zdaniu określić naszą grupę to byłoby coś w ten deseń - Hangar pełen fajerwerków, który tylko czeka na element zapalny, a wtedy tej eksplozji energii nic już nie zatrzyma.
Mamy misję to na pewno, pełną przygód po szyje w błocie, to też wiadome poznając przy tym równie szalonych ludzi, z którymi będzie nam miło dzielić czas jak i trenować jak np. Soho Survival – również zarażeni epidemią obstaclerun;-) Dębica została zakażona Spartanozą i wiecie co? Lekarstwa jak dotąd jeszcze nie znaleźli ;-)
N koniec dodam tylko tyle, że w trudnych chwilach można liczyć na dobre słowo, radę czy pomoc tych ludzi i w pewien sposób przejęli rolę rodziny w temacie wsparcia. Nikt nikogo nie ocenia tylko akceptuje, co działa bardzo budująco i podnosi wiarę w siebie.
Od teraz OCR TEAM DĘBICA to nasz nowy dom, do którego budowy przyłożył się każdy z nas czyli członków tej ekipy. Jesteśmy z niej dumne i z wielką radością założymy drużynowe koszulki nawet do spania;-)A co, niech się dobrze ułoży i wsiąknie zapach naszej skóry bo już wkrótce będzie to nasz ulubiony element garderoby ;-)
Zapraszamy serdecznie do odwiedzania funpage grupy www.facebook.com/ocrteamdebica Znajdziecie tam wszystkie informacje na temat miejsca i godziny treningów jak i wszelakich ciekawostek ze świata biegów z przeszkodami.
Trening rozciągający autorstwa Mateusza Wyszyńskiego
Kolejna odsłona zestawu ćwiczeń opracowanego przez Mateusza Wyszyńskiego, trenera w klubie Soho Body Spirit, który możemy wykonać jako zestaw w formie obwodu (40-60 sekund na każde ćwiczenie), bądź wykorzystać pojedynczo i dopasować do planowanego treningu. Ćwiczenia na poszczególne partie ciała w celu rozciągnięcia zarówno przed jak i po treningu.
Dlaczego Mateusz??? Z własnego doświadczenia wiem, że indywidualnie podchodzi do klienta, cechuje go pełny profesjonalizm w doborze ćwiczeń i planów treningowych, jest bardzo sumienny w tym co robi. Dodatkowo jest to osoba, która cały czas poszerza swoją wiedzę w tym zakresie i szkoli się zawodowo na różnych płaszczyznach. Nie ukrywam, że liczę na naszą dłuższą współpracę i pomoc w naszym doskonaleniu się i przygotowywaniu pod biegi przełajowe.
Rotacja Th z przedkładaniem ramienia
W pozycji leżenia bokiem nogę położoną wyżej kładziemy pod kątem prostym na podwyższeniu, noga dolna wyprostowana. Ramiona ustawiamy w jednej linii na wysokości klatki piersiowej, następnie przenośmy jedną rękę na stronę przeciwną tak aby łopatka dotykała podłoża. Ręka po stronie nogi ugiętej cały czas przylega do podłoża. Dodatkowo w dłoni można użyć małej hantelki jako obciążenia zewnętrznego. Ćwiczenie to głównie ma za zadanie poprawić mobilność obręczy barkowej oraz rozciągnąć mięśnie klatki piersiowej.
Kettlebell Goblet Squat
Pozycja wyjściowa: Odważnik kettlebell trzymamy oburącz na wysokości klatki piersiowej następnie schodzimy do dołu i do tył pomiędzy nogi. Kolana zachowaj w tej samej linii co palce stóp, pięty na podłodze a stopy muszą być cały czas być płasko na podłodze, łokciami rozpychamy kolana na zewnątrz aby „otworzyć biodra”. Plecy trzymamy prosto wyciągając kręgosłup do góry, klatka piersiowa „otwarta”. W tej pozycji spędzamy jakiś czas, bujając się na boki. W tym ćwiczeniu poprawiamy mobilność obręczy biodrowej a co za tym idzie jest to super ćwiczenie do poprawy jakości twojego regularnego przysiadu.
Wykrok z przekładaniem gryfu za plecy
Pozycja wykroku w przód, trzymamy krótki gryf złapany szeroko tak aby ręce były wyprostowane. Następnie przekładamy gryf nad głową za plecy wykonując krążenia (omijamy głowę). Ćwiczenia zarówno na stabilizacje całego ciała (pozycja wykroczna) jak i na mobilność obręczy barkowej oraz zwiększenie zakresu ruchu w tej części ciała.
Pozycja 90/90 – wg mnie najlepsza pozycja do rozciągnięcia i uruchomienia bioder, jak najbardziej wskazane jest, aby ta pozycja była naszą naturalną pozycją siedzenia na podłodze, oczywiście na obie strony.
Wszystkie ćwiczenia wykonujemy w pozycji "90/90" - siadamy bokiem i uginamy przednią i tylną nogę pod kątem 90 stopni. Wykonując ćwiczenie pamiętamy o zachowaniu naturalnej lordozy, wypchnięciu klatki piersiowej do przodu i naturalnej krzywiźnie kręgosłupa. Ćwiczenie polega na skłonie przed siebie. Pochylamy się do przodu na około 1-2 minuty. Celem ćwiczenia jest dotknięcie kolana klatką piersiową. W tym ćwiczeniu bardzo dobrze rozciągamy mięśnie pośladkowe i rotatory zewnętrzne.
Drugim etapem sekwencji na otwarcie bioder jest powrót do pozycji wyprostowanej i delikatne dociśniecie ręką nogi z przodu. Ćwiczenie polega na odkręceniu biodra w stronę tylnej nogi - jednocześnie nie odrywając kolana nogi przedniej. Rękę która wykonuje ruch odwodzenia na zewnątrz trzymamy na wysokości klatki piersiowe, staramy się wyciągać „głowę do sufitu” aby zachować pozycje wyprostowaną. Ćwiczenie to angażuje przywodziciele i rotatory wewnętrzne zwiększając jednocześnie ich mobilność.
Ćwiczenie to można modyfikować na różne sposoby np. z pozycji 90/90, przyciągamy nogę z przodu do siebie, po to aby siłą mięśni zrobić wyprost i wstać do pozycji siadu klęcznego jednonóż, natomiast druga noga wyprostowana spoczywa na ziemi. Wyciągamy głowę do sufitu, brzuch mocno napięty, biodro po stronie nogi wyprostowanej wypychamy w przód zachowując przy tym naturalną lordozę kręgosłupa. Rozciągamy głównie mięsień biodrowo-lędźwiowy oraz czworo głowy uda.
Rozciąganie mięśni dwugłowych, mobilizacja grupy kulszowo-goleniowe
Pozycja wyjściowa – leżenie tyłem, pozycja wyprostowana. Za pomocą rąk przyciągamy jedną nogę do siebie, łapiąc ją pod kolanem. Noga oczywiście powinna być wyprostowana w stawie kolanowym, jednocześnie możemy dodać wznos bioder w górę unosząc się na drugiej nodze. W tym ćwiczeniu rozciągamy mięśnie dwugłowe uda, mobilizujemy całą taśmę tylną nogi rozciąganej.
Pozycja „ pies z nogą w górze” tzw. pies na trzech nogach czyli ćwiczenie które rozciąga i mobilizuje wszystkie mięśnie. Wykonaj klęk podparty, ułóż dłonie na szerokość ramion, kolana na szerokość bioder. Palce od dłoni rozstawione, wtopione w matę. Unieś biodra w górę prostując nogi w kolanach. Unieś z wdechem prawą nogę prostą w kolanie w górę. Stopa w górze niech będzie aktywna. Pięta w górę, palce zadarte. Poczuj jak rozciągasz tył nogi. Zachowaj biodra na jednym poziomie. Utrzymaj 5 oddechów, stopa na matę i unieś lewą nogę.
Miłego treningu!!!
Relacja Spartan Race Svit 2017
Godzina 2:30 budzik ruszył do ataku. Jeszcze się nie zdarzyło, żebyśmy się wyspały przed biegiem i szczerze wątpię, że kiedyś to nastąpi. Twarz pod zimną wodę, szybka kawa, jakiś jogurt na stojąco i -„Ana to wezmę kawę…. Ty poczekaj kolejka na macdrive? Co jest, o 4 rano?? To nie czekam”. Nie czekała, a kawę na drogę ogarnął Piotrek .
Miejscówka już standard - parking przy Stomilance (taki jakby bar mleczny i jadłodajnia w jednym). Ekipa SRTG zajęła miejsca i o 4:03 ruszyliśmy. Svit, nasz cel a przed nami 280 km jazdy, także gdy zgasły światła większość z nas udało się do krainy snu…
Kilka godzin później…
W miarę wyspani, posiłek zapodajemy, dyskutując przy tym żarliwie;) Ja, Gruszka i Krzysiu zajmujemy miejsce na tyłach - taka drużynowa trójca świrów. Zaczęliśmy dyskusje o HH, a o której, a ile trwa itd. i doszliśmy do wniosku tak dla żartu, że w naszym przypadku to możemy tylko uczestniczyć jak na razie w AA ;-))
Dotarłszy na miejsce, całą ekipą uderzyliśmy na pobliski hotel w celu wiadomym;-) Już bez żadnych obciążeń ruszyliśmy po nasze pakiety startowe. Niby nie zimno a jednak piździ ;-) i ślisko, że Gruszce nogi fiknęły i prawie kozaki pogubiła;-), a że Marta równowagę ma w małym paluszku to zachowała spokój i wyszła z tego bez szwanku;-)
Byliśmy na miejscu dość wcześnie (7:30), dlatego emocje narastały z minuty na minutę. Przebieranko w busie na szybciora i no właśnie…kojarzycie filmy gdy grupa bohaterów wychodzi z budynku, który zaraz eksploduje, krokiem pewnym w tempie zwolnionym i żeby była jasność żaden odłamek nawet ich nie draśnie;-)? Tak właśnie wyglądaliśmy jak szliśmy;-)
Dzięki koszulkom byliśmy dobrze widoczni o czym przekonaliśmy się pod sceną…Dobra nuta to i rozgrzewka szła jakoś tak w rytm. Tak nas poniosło z bujaniem, że nawet TV nam nie darowała, a co? Mieliśmy te swoje 5 minut;-) Wywiad przeprowadzili, a nasi manekin challenge za plecami zaliczyli. Bartek, nasz wodzu dokończył rozgrzewkę na scenie, z której również skorzystali obecni tam zawodnicy. Czas gonił, wiec na linie startu Spartanie!!!
Selfie grupowe i poszły dziki orać trasę;-)
Początek wiadomo nie za prosto, do przebycia wzniesienie dość konkretne. Jesteśmy przyzwyczajone do biegania w śniegu po kolana, dlatego akurat tutaj nie miało to dla nas znaczenia. 7,7 km i 22 przeszkody. Trasa fajna, jedynym minusem było oblodzenie ale wiadomo to nie Palma de Jałowce więc…
Aby tradycji stało się za dość ja leciałam z Krzychem, a Gruszka z Benią. Biegnąc, jedyną wracającą jak bumerang frazą było „Musze zaliczyć Monkey Bar A”. I proszę, jest, stoi, czeka, woła.
Dziwne uczucie widząc tą wypolerowaną bestyjkę. Mieszanka strachu z radością, że może właśnie tym razem „domek” będzie mój. Dzięki sile walki i koncentracji bestia została pokonana przez nas jak i wszystkie przeszkody (no dobra rzut oszczepem to jedyne burpees).
Na trasie pojawiły się 3 nowe przeszkody, nie powiem ciekawe, ale nie były one dla nas żadnym wyzwaniem już. Mimo wszystko poziom wytrenowania wzrósł przez ten martwy biegowy okres. Trasa i widoki sympatyczne, ludzie przyjaźni, więc czego chcieć więcej? Meta, medal banan, kompot i radość z dobrych czasów w klasyfikacji ogólnej spowodowała, że miejsce zmęczenia i odczuwalnego chłodu zajęła ogólna euforia jak i chęć świętowania pierwszego startu w sezonie 2017.
Ten start był dla nas przełomowy tak osobiście jak i jeśli chodzi o grupę SRTG Dębica, z która z przyczyn chorej polityki i zachowań tzw. Lidera grupy (jest tu oczywiste, że nie mamy na myśli Bartka), nie możemy się już z nią więcej utożsamiać, także jak widzicie świadczy to tylko o tym, że sprawa jest poważna ale…nie ma tego złego, tak? Czekajcie cierpliwie, bo wkrótce artykuł o całej sytuacji na pewno się pojawi i nie będzie napisany w formie bajki na dobranoc, a raczej John Wick wersja pisemna;-)
Drugie oblicze wojownika cz.II
- „Gruszka łotrze;-) łobuzie ty jeden, no dobra i ja z tobą wiadomo, a w grupie to już w ogóle raźniej i cieplej, prawda?”
- „Ana, może tak wyjaśnisz w skrócie o co kaman? Tak rozjaśnij delikatnie zanim przejdziesz dalej…”
- „Ok ok, nie podnoś głosu bo się zamknę w sobie, co pewnie niektórym byłoby nawet na rękę...”
Ostatnie wydarzenia związane z naszą przynależnością, jak i brakiem poważania dla chorych zasad, spowodowały lawinę zdarzeń, czy dla nas niekorzystnych? Raczej nie dla nas ;-). Nie ma potrzeby zagłębiać się w szczegóły, czas pokaże. My również jak każdy szanujący się wojownik po jasnej stronie mocy, walczymy ze złem, trzymamy z ludźmi pozytywnymi, bez względu czy chodzą w opasce SR czy RMG i oczywiście nie pozwolimy aby ktoś nam takie chore zasady narzucał. Dla nas przede wszystkim liczą się ludzie wspierający się wzajemnie, mogący na sobie polegać, tak jak podczas biegu np., przede wszystkim sobie ufać. Jeśli tego nie ma, a miejsce zasad moralnych zajmuje presja i manipulacja to co się dzieje? Grupa nie przetrwa, bo grupę tworzą ludzie, formacja cywilna nie wojsko... Trening i wyjazdy na zawody mają być przyjemnością i możliwością poznawania ludzi z różnych formacji, prawda? Prawda. To zrozumiała sprawa dla ludzi otwartych, chcących poznawać opinie o innych biegach, prowadzić dyskusję etc. Dlaczego teraz o tym pisze?W tym artykule zostanie umieszczona rozmowa z dwoma bardzo sympatycznymi facetami, którzy należą do dwóch różnych drużyn Husaria Race Team jak i xRunners i nie sadzę, żeby się pogryźli z tego powodu, że wystąpią tu razem. Rywalizacja swoja droga, ale tylko na zawodach taka wiecie – zdrowa.
Kto pierwszy? Zaczynamy…
-„Wojtek to dobry sportowiec. Przede wszystkim wytrwale dąży do wyznaczonych przez siebie celów. Wygrał wiele zawodów, ale mimo porażek trzyma się twardo swoich postanowień. Lubi się zabawić, oczywiście w granicach rozsądku. Jest pogodną osobą, która potrafi rozbawić każdego, jak i ma zdolność ratowania innych z różnych opresji”…O kim mowa?
Pamiętam, jak podczas rozmowy z Arturem Surusem, zastanawiałam się o kim chciałabym jeszcze napisać z Husaria Race Team…
- „Morela” - powiedział wtedy Artur
- „Jaka Morela?”
-„Brzoskwinia, ale Morela wszyscy tak mówimy Wojtkowi, no wiesz na przekór, teraz to Ramirez"
Myślę, ok Wojtek Brzoskwinia - Morela Ramirez, to pisze do chłopaka. Zgodził się bez żadnego problemu i jaki chętny był, a jaki szybki w odpowiedzi ;-)
-„Wojtek powiesz mi co nie co o sporcie? Masz jakieś pasje? Co lubisz i jak spędzasz wolny czas?”
-„Ogólnie nie jestem domatorem i prowadzę aktywne życie, po za biegami z przeszkodami startuje w kolarstwie górskim. Jeździłem długie maratony rowerowe i obecnie lubię sobie robić takie treningi jako uzupełniające. Zaliczyłem w życiu na rowerze wiele gleb i mogę powiedzieć, że pod względem kontuzji i ran to przy nich biegi z przeszkodami to pikuś ;-) Swoje pierwsze szlify w sporcie wyczynowym zacząłem w ramach AZS-u przy Uniwersytecie Ekonomicznym w Krakowie, w miedzy czasie trenując sztuki walki. Jeżdżę w ramach Akademickich Mistrzostw Polski i Małopolski na różne zawody z kilku dyscyplin jak biegi przełajowe, lekka atletyka, trójbój siłowy klasyczny jak i ergometr wioślarski. Działam aktywnie na rzecz sportu na uczelni też w kwestii treningów jak i pomocy w nich innym chętnym.”
-„Opowiesz mi o ergometrze”?
-„Jasne…Starty zacząłem dla uczelni. Odbywają się one na odcinku 1000m. Biegać mogę szybko, ale ergometr to sport niszowy i jeden z najbardziej wyniszczających mnie fizycznie zawodów. Po przepłynięciu całego dystansu z życiówką 3:09, czuję się gorzej niż po niejednym Spartanie czy Runmageddonie. Dwa lata z rzędu przegrywałem tam podium o sekundę w typach uczelni, ale w tym roku zamierzam powalczyć o jeszcze większe cele. Jeśli ktoś nie wierzy jaki to wysiłek, niech spróbuje, polecam jako jedna z najlepszych maszyn tortur na siłowni.”
-„Sporo masz tych zajawek”
-„Tak, dość napięty grafik przez co zostaje mało wolnego czasu, jednakże gdy już się pojawia to lubię w zaciszu mieszkania oglądnąć fajny film oraz gotować i nawet nie wychodzi mi to źle;-) Jako, że jestem jeszcze młody, siedzenie w domu nie jest raczej dla mnie i lubię ten czas spędzać po za domem z kumplami, czy też pobyć z rodzinką, a jest ona spora. Skutkiem ubocznym startów w biegach jest podróżowanie, które pokochałem i również chciałbym temu poświęcić trochę czasu.”
-„Wojtku, a jak u Ciebie ze wsparciem? Robi to bardziej rodzina czy drużyna?”
-„Największe wsparcie mam od Husaria Race Team i nie raz na zawodach jak już sił nie miałem, oni jako kibice napędzali mnie do szybszego biegu. Rodzina i znajomi dopingują mnie w tym, ale wiadomo jak się nie biega z przeszkodami to trudno jest zrozumieć fenomen zawodów. Moja mama również nigdy mnie nie ogranicza jeśli chodzi o zawody i zawsze mnie wspiera ale czasami wolę jej nie mówić, że jadę na jakiś bieg, bo wiadomo jak to mama, boi się o mnie i martwi czy wrócą cały i zdrowy. Jestem u siebie w rodzinie wyjątkiem w kwestii interesowania się sportem. Na co dzień jestem spokojną osobą co wyniosłem z domu, jednak na treningu wychodzi ze mnie Bestia. Dla mnie motywacją jest również, gdy ktoś mówi, że dzięki mnie ruszył się z kanapy i zmienił swoje dotychczasowe życie.”
-„Co do Husarii. Jak to się u Ciebie zaczęło, że akurat ta drużyna właśnie?”
-„Husarie poznałem z nazwy w ogóle w czerwcu 2015 roku po Runmageddonie. Gdy wykręciłem nawet dobry czas, czyli 6 miejsce. Żeby nie było, byłem w tych biegach całkowicie zielony, biegłem bo stwierdziłem, że to może być fajny bieg. Po tym biegu skontaktował się ze mną Ojciec założyciel Husarii, a później na Survival w Katowicach ostatecznie się porozumieliśmy i pierwsza okazja żeby wystartować w jej barwach nastała w Warszawie na Runmageddon hardcore. Co ciekawe, z początku na biegach i treningach najbardziej rzucał się w oczy Koniu, którego wszędzie było pełno, a jego starty z linii startu z tamtego okresu pamiętam jak nigdy. Stwierdziłem wtedy, że to właściwe miejsce dla mnie i tak się wszystko rozwinęło i trwa do dnia dzisiejszego.”
-„Pozostając w temacie startów, powiedz co czujesz gdy tam jesteś, na linii startu?”
-„Na linii startu najważniejsza jest dla mnie koncentracja. Zależy też ona od formy fizycznej i czy na przykład start traktuje treningowo. Im mocniej się czuje to wyciszam myśli, koncentruje się na biegu i taktyce. Czuję obecność przeciwników i publiczności, ale przestaje dla mnie istnieć. Jestem osobą, którą łatwo rozproszyć, więc koncentracja wtedy jest na 100%.”
-„Wojtek masz kobietę? Wybacz, ale może twoje fanki chciałyby wiedzieć?”
-„Obecnie dziewczyny nie mam, ale nie, że to oferta matrymonialna;-) Gdybym miał, to chciałbym, żeby dzieliła i współtowarzyszyła mi na zawodach, a i na pewno chciałbym ją na takie coś namówić. Uważam, że to fajna zabawa i ciekawy sposób spędzania czasu razem.”
-„Dziękuję za tą chwile Ramirez;-) Życzymy Ci powodzenia na biegach i nie tylko. Wiem, że twoim marzeniem jest otwarcie firmy czego również ci Wojtku życzymy.”
-„Dziękuję i Wam również życzę dobrych startów.”
Lubimy z Gruszką pisać o ludziach z dobrą energią takich jak Artur, Wojtek i …no właśnie. Usłyszałam o grupie xRunners i z tego co wiem zrzeszają niezłych biegowych harpaganów – na podkarpaciu określenie ludzi z pasją i ogromnymi pokładami energii, skierowanej na konkretny kierunek w tym przypadku biegów z przeszkodami. O kim myślimy?
-„Z Krzychem znamy się od 4 roku życia także 22 lata już. W sumie to z Krzysiem bo tak na niego wołamy w gronie znajomych, chociaż zdrobnienie to nie wywodzi się od tego, że jest „miękki”, czy nie potrafi sobie radzić w trudnych sytuacjach, wręcz przeciwnie, jest jedną z najtwardszych osób jakie znam! Odkąd go znam jest uparty i zawzięcie dąży do wybranych przez siebie celów. Pamiętam, że od zawsze mówił jak to chce zostać żołnierzem. Tak jak mówił, tak też się stało - został żołnierzem Wojska Polskiego w jednostce w Koszalinie. Jest prawdziwym przyjacielem i zawsze mogłem na niego liczyć. Wspieramy się nawzajem i mimo wybrania różnych dróg, dalej mamy świetny kontakt ze sobą. Od zawsze wysportowany, pełen pasji, zapału i współzawodnictwa, także nie dziwi mnie fakt, że staje na podium w praktycznie każdym Runmageddonie. Jest kozak!!!” - Piotr, przyjaciel Krzyśka Madejskiego.
-„Cześć, nie znamy się jeszcze, wiadomo;-), ale piszemy z koleżanką Gruszką artykuły na naszego bloga RaceHunters i chciałabym zapytać, czy nie byłoby problemu gdybym zadała ci kilka pytań do jednego z artykułów?"
-„Brzmi to bardzo ciekawie, wiec chętnie odpowiem na pytania…i tak sukces, że mnie znalazłaś bo raczej się nigdzie nie udzielam.”
-„Ile masz lat?”
-„Będzie już 25.”
-„To bardzo młody jesteś, wszystko jeszcze przed tobą? A co z dziewczyną? Masz?”
-„Nie, nie mam, a zaznaczę, że szukam drugiej połówki;-).”
-„Jest z tym problem? Brak czasu?”
-„Czas na pewno nie stanowi tu problemu, zawsze druga osoba jest ponad inne sprawy, po prostu jakoś ciężko znaleźć tą, która przypasuje i oczywiście odwrotnie, standard taki. Może trzeba na koszulkę startową nakleić numer telefonu”
Pomyślałam, że byłoby to niezłe rozwiązanie tylko, że ten facet tak szybko biega, że ten numer mógłby nie zostać zapamiętany;-). Wracając do rozmowy…
-„Krzysiek powiedz mi coś o xRunners, co to za drużyna?”
-„Co mogę powiedzieć? xRunners tworzą ludzie z całej Polski, każdy jest w jakimś stopniu chyba mogę użyć słowa ”uzależniony” od biegania i żądny czegoś więcej, jakiegoś większego wyzwania. Stanowimy zgraną paczkę i organizujemy imprezy drużynowe dla lepszego poznania się i oczywiście relaksu, bo nie samymi treningami człowiek żyje;-) Założyciele grupy, to również biegacze, którzy zawsze biorą czynny udział w zawodach. Panuje u nas bardzo koleżeńska atmosfera i szczerze przyznam, że do lepszej grupy trafić nie mogłem, więc widząc na zawodach nasze barwy śmiało można podejść i pogadać z nami.”
-„Brzmi zachęcająco, a jak to widzi twoja rodzinka i znajomi? Tą zajawkę na biegi?”
-„Powiedziałbym, że zarówno rodzina jak i znajomi dziwią się, że chce mi się tak sponiewierać, ale moje otoczenie nie jest związane ze sportem. Znajomi mają całkiem inne zainteresowania. Wyjątkiem jest mój brat pomimo, że mieszkamy daleko od siebie to zawsze jest ten element rywalizacji braterskiej, więc to jest jeden z elementów motywacji dla mnie.”
-„A jak zmotywowałbyś kobietki do startów i tarzania się błocie?”
-„Drogie dziewczyny, naprawdę będąc spoconą, zmęczoną i ubłoconą wyglądacie bardzo ładnie, nie bójcie się tego.”
-„Niezła motywacja, co i osobiście się do tego przyłączam koleżanki. Jest coś o czym marzysz Krzychu?”
-„…Prywatna wyspa z domkiem, a tak bardziej realistycznie to, żeby zawsze było zdrowie bo bez tego nawet i miliony na koncie na nic się nie zdadzą.”
-„Powiedz mi jaki odczucia masz na linii startu, my już o tym pisałyśmy co czujemy, ale wiadomo każdy widzi to inaczej, jak ty to widzisz?”
-„Linia startu to mocno specyficzne miejsce. Dzień wcześniej, czy nawet w dzień zawodów kompletnie nie myślę o biegu. Wszystko zmienia się gdy już stoję na tej linii. W głowie pojawiają się różne myśli, począwszy od tego czy dobrze się przygotowałem do startu, jaką taktykę obrać, jak inni są przygotowani. Często na zdjęciach można zobaczyć, że nie uśmiechamy się tylko stoimy w skupieniu i czekamy by ruszyć do boju.”
-„Biegacie w Spartan Race?”
-„Tak, chłopaki mają już zaliczone starty, ja dopiero w tym roku uderzam”
-„W którym będziesz biegł”?
-„Nie jestem w stanie odpowiedzieć teraz, bo wiesz sprawy służbowe mogą nie pozwolić wystartować w określonych terminach, ale gdyby była możliwość, to chciałbym zaliczyć start w Krakowie.”
-„Fajnie, to byś poznał nas i naszą drużynę. Mam jeszcze jedno pytanie”
-„Jasne, słucham.”
-„Należysz do xRunners, ale jeśli nie dasz rady przyjechać na swój trening to czy z inna grupą treningową możesz to robić w swoim mieście?”
-„Oczywiście, na co dzień każdy z nas trenuje w swoich klubach, czy grupach a treningi xRunners nie są obowiązkowe, bo wiadomo nie każdego stać, czy też po prostu nie ma czasu przejechać pół Polski na treningi.”
-„A gdzie one są, te treningi?”
-„Różnie, w styczniu robiliśmy 2 otwarte dla wszystkich w Trójmieście i we Wrocławiu. Kwestia znalezienia odpowiedniego terenu i przeszkód do przeprowadzenia treningu.”
-„Jak uważasz, czy taka przynależność do klubu typu xRunners, Husaria Race Team czy Srtg, powinna dawać możliwość trenowania ludziom również w innych grupach?”
-„Oczywiście, to gdzie się trenuje nie powinno nikomu przeszkadzać. W swoim klubie zwiększam swoje możliwości i na zawodach wtedy mogę godnie reprezentować barwy drużyny.”
Tą jakże istotną dla nas wypowiedzią kończę artykuł o ludziach – pasjonatach sportu, wojownikach na polu walki z przeszkodami i własnymi słabościami. Dla nas prawdziwy wojownik powinien oprócz typowych silnych cech wynikających z tego faktu, powinien również dawać dobry przykład swoim zachowaniem, dawać wsparcie nie tylko fizycznie, ale głównie mentalnie, jak i być wyznawcą zasad nienaruszających morale otaczających go ludzi w grupie lub otoczeniu.
Wszystkim takim właśnie wojownikom życzymy w tym sezonie samych sukcesów w temacie biegów jak i w życiu po za nim. To ważne, żeby był balans pomiędzy tymi dwoma światami, a rodzaj energii jaką w nie wprowadzimy zdecyduje jakiej jakości te światy będą. Powodzenia!!!
Przynależność ...
Pewne okoliczności spowodowały, że czas najwyższy napisać na temat bardzo drażliwy dla wielu, a nas wku...jący, jakim jest przynależność klubowa, jak i głaskanie i wchodzenie w tyłek różnym organizacjom i stowarzyszeniom. Normalnie róbta co chceta, nie obchodzi nas to zbytnio, jednak gdy zaczyna to dotyczyć nas w sensie RaceHunters i naszej pasji jaką jest sport, to już bez reakcji się nie obejdzie. Lata 80 – nasze lata, świat rządził się innymi prawami, ludzie bardziej szczerzy, otwarci, spędzający dużo czasu razem tzw. integracja między osiedlowa pełną gębą. Szwędałam się także po obozach wroga(mieszkam na zatorzu) nie będąc kibicem, jak zawsze neutralna (tą cechę po mnie odziedziczył mój mały mistrzu), miałam i mam do tej pory znajomych wyznających różne poglądy, mających odmienne zdanie, rzecz normalna, prawda? Każdy ma wolną wolę i może robić co chce, gdzie chce i z kim. Nikt nas wtedy nie karcił i nikt nie patrzył krzywo jak spędzałyśmy czas z ludźmi tak różnymi i uprawiałyśmy sporty w różnych klubach na wielu osiedlach bo i kogo to obchodziło, ważny był fun. Mój wybór moja decyzja w jakim kierunku pójdę. Nikt mi pasji i życia układać nie może, chodź wielu próbowało nie raz, ale szybko tego zaniechali - widocznie wola walki w tym właśnie roczniku jest wyjątkowa i myślę, że nie jedna osoba czytając to wie o co mi chodzi. Tamte lata miały jeszcze coś – pieniądz nie miał takiej władzy nad ludźmi jak teraz, a to wszystko psuje w relacjach międzyludzkich. Możecie strzelić focha, może się wam to nie podobać, możecie właśnie teraz przestać czytać i też fajnie bo dalej miło nie będzie. Macie wolną wolę i decyzyjność, tak? I o to w życiu chodzi, żeby mieć własne zdanie i mówić co się czuje i myśli chociaż nie wszyscy to popierają, ale to tylko tacy, którzy mają problem z samym sobą lub w cholerę kompleksów. Tak jak konstruktywna krytyka - jesteśmy jak najbardziej za, bo wiadomo, nie wszystko wiemy i cały czas się uczymy.
Przynależność klubowa czyli co? Według nas jest to: dobrowolny udział w spotkaniach/treningach grupy ludzi o tych samych poglądach/zajawkach/kierunku w działaniu powtarzam, dobrowolny a co za tym idzie? Uczęszczanie na zajęcia/spotkania/treningi z przyjemności, gdy są ku temu okoliczności(wiadomo różnie bywa - choroba, wyjazd, praca itp.) Bez presji, ponieważ jest to nasz wybór, jednakże czestotliwość takich spotkań może nie być wystarczajaca dla osoby przygotowującej się do np. zawodów, dlatego wydaje nam się zdrowym podejściem branie udziału w treningach z innymi grupami o podobnych pasjach prawda? Wam również czy niekoniecznie? No wlaśnie…Dla nas Srtg Dębica to nasza baza, tu wszystko się zaczęło i trwa do dziś, jednak byłoby to dziwne żeby jeden trening czy nawet dwa z grupą w tygodniu miałby nam wystarczyć. Nie wiemy, może to kwestia naszych charakterów, sposobów na życie jak i doświadczeń, upewnia nas w przekonaniu, że mimo tej naszej przynależności, mamy prawo się rozwijać również gdzie indziej i poznawać inne metody przygotowań. Robimy to z przyjemności, uczęszczamy na treningi grup X,Y,Z, a i dobrze się przy tym bawimy z ludźmi wszelakiego pokroju, ale w tym całym światku widać kto robi to z pasją, kto wspiera bezinteresownie, kto daje moc do działania na treningach jak i w kwestii bloga. Łączy nas sport ludzie – wydawałoby się kategoria, która jednoczy, a nie dzieli. My to widzimy tak: jeden trener da nam zajebisty trening na tyłek i uda, drugi silne ramiona i lepszą koordynację, trzeci ma dobry dowcip i wie jak psychicznie podnieść nas na duchu przed zawodami, rozumiecie? Tu nie ma miejsca na problem gdzie trenujemy bo my czerpiemy z każdej chwili z nimi cenne wskazówki, aby stać się szybszą, silniejszą i lepszą wersją siebie, czy to jasny przekaz?
Zasada jest prosta drodzy czytelnicy – Neutralność.
Nasz blog to takie archiwum przeżyć, pasji przeróżnych, jak i nasze prywatne galerie, abyście mogli w ten sposób lepiej nas poznać. Powstał z myślą o własnych przygotowaniach do biegów i zawodów Spartan Race. Nas to cieszy i ludzi nam przychylnych mam nadzieję również. My dajemy tą mega pozytywną energię wam, tak po prostu się nią dzielimy za free. Co my z tego mamy? Wiemy, że nasze artykuły was rozśmieszają, rozluźniają, pokazują fajny obraz nas i ludzi, z którymi trenujemy na co dzień jak i dajemy wam na wirtualnej kartce papieru opis treningów i dostępnych możliwości na poprawę kondycji z różnych miejsc w naszej okolicy. My nie dzielimy ludzi na formacje, na dobrych i złych, bo nas to po prostu nie obchodzi - ta chora zajawka na przynależność. Nas interesuje człowiek i jego podejście do innych, jakie zasady wyznaje w swoim życiu, jak traktuje innych itp. Jesteśmy blogiem niezależnym, nie mamy podpisanej umowy z nikim i dla nikogo nie pracujemy. Wspiera nas Spartan Race Poland za co jesteśmy wdzięczne. Ktoś nam mówi : ”Fajnie, tylko strasznie idziecie mocno w kierunku SR”. Wyjaśnię mam nadzieję ostatni raz…Tak Spartan Race – to nasza miłość jak do tej pory, od tego się zaczęła nasza przygoda z biegami przeszkodowymi i nie zamierzamy z tego zrezygnować. Uwielbiamy tą specyficzną atmosferę, tych ludzi tam i te nasze wypady na zawody z Srtg Dębica. Zdecydowanie Spartan Race to miłość od pierwszej przeszkody ;-), jednakże aby się rozwijać i trenować siłę i wytrzymałość na przeszkodach, jesteśmy otwarte na testowanie innych biegów w Polsce. Po to również aby porównać jak i napisać recenzje, przekazać wam nasze doznania odnośnie tego tematu.
Kochamy uprawiać sport, a robić to z ludźmi o podobnym podejściu, to już wprost idealnie.
Jednym z większych obecnie problemów w społeczeństwie jest: „Co inni pomyślą”? My mamy w d*pie czy nas polubią, czy znienawidzą za nasze poglądy, czy sposób bycia.Piszemy i będziemy nadal pisać o rzeczach dla nas istotnych i nikt nie może nam narzucać co na bloga wrzucamy. Jesteśmy przede wszystkim sobą i nikogo nie udajemy, ani nie ulegniemy żadnej presji. Wiemy, że inność jest często niszczona i potępiana, tylko zdążyliście zauważyć ilu wspaniałych artystów czy wynalazców tą swoją odmiennością zmieniło świat? Jest takie powiedzenie „Only dead fish go with the flow ” My jesteśmy w takim razie rzadkim gatunkiem i płyniemy za głosem serca głównie i w kierunku ludzi z pasjami, którzy tymi zajawkami nas zarażają czego i wam serdecznie życzymy;-)