Zawodnik widmo
Wiadomość od Agi: - Gruszka jesteś?
- Jak wiesz karma wraca kiedyś, ty dałaś komuś bilet dziś bilet leci do ciebie
- 26.08 godzina 8:45 zapraszam na start Runmageddonu
To właśnie taką wiadomość dostałam wychodząc na Rysy, nie ukrywam byłam zaskoczona, ale fajnie że dziewczyny pomyślały. Wiadomo dziś nie ma co decydować bo mam co innego do zrobienia, ale jak najbardziej oferta nie do odrzucenia i nie byłabym sobą gdybym nie powiedziała tak! Spontany są najlepsze.....
Obiecałam sobie, że już nie kupię żadnego biletu jak nie wrócę do formy, no ale teoretycznie nie kupiłam, więc miałam tylko jedno pytanie czy zostajemy na noc po biegu w Krakowie??? Bo to ma znaczenie..... Bieg biegiem, ale ta cała otoczka po kusi bardziej, przynajmniej ja tak mam.
Miałam już plany na dzień wcześniej biegu i wiedziałam, że wszystko będzie tak na styk. Ale zaklepane, raz kozie śmierć i wpisałam w grafik.
Mój pierwszy Runmaggedon.... ciekawość zżerała, bo do tej pory tylko Spartan Race. Czas minął bardzo szybko i zbliżał się ten owy weekend, nie mogło być już gorzej, aż nie zaczęły mi się te trudne kobiece sprawy i już wiedziałam że to nie będzie runmageddon classic, ale runmageddon hardcore. Ale przecież nie odmówię, zwłaszcza, że miałam taki fun cały tydzień przed biegiem z mojego alter ego... Klaudia, trochę mi jej nawet brakuje....... hahahahaha (dla wtajemniczonych). Właściwie to nie wiedziałam co zrobić więc wszystko zostawiłam losowi.
Pakiet odebrałam przed północą przed biegiem od naszej Klaudii i jeszcze powrót do domu. Już się szykowałam na małą ilość snu. Dziewczyny już bawią w Krakowie, a ja staram się jak najszybciej zasnąć bo jeszcze jutro trzeba liczyć drogę do Krakowa. Pobudka o 5:30 i pierwsze co biorę to niestety ketonal, bo bez niego pewnie nie przeżyłabym dwóch ostatnich dni. Pogoda okropna, nie pada tylko leje i wiedziałam, że teraz tylko nastawić się jakoś bo jak zacznę wydziwiać to nie pobiegnę. Pozytywne nastawienie to podstawa.... spoko taki tam runmaggedon, po prostu pójść na start i pobiec do mety, bułka z masłem, mus to mus i tyle miałam w głowie.
Całą drogę śpiewałam chyba z nerwów albo po dragach hahahaha, W końcu dojechałam nawet z dobrym czasem i spotykam dziewczyny czyli moje sponsorki Aga i Monia. Dalej prowadzi Aga bo już obeznana w temacie i po załatwieniu formalności idziemy pod start. I tu obserwejszyn bo jeszcze trochę czasu do startu.... przed nami inna fala startuje, więc podglądamy trasę, która zaczyna się od rozgrzewki we wodzie, start z workami i też woda i dalej pod drutem i nie byłoby zdziwienia ale też we wodzie i do pierwszej ścianki. Chwila refleksji i tak myślimy..... dużo tej wody, ale najlepsza była Aga.
Aga: Gruszka pod ścianką ja robię tak... ty mi tu nogą na kolano potem na ramię i przechodzisz
Ja: WTF?????????????? pomyślałam..... ja to robię tak - oglądam się i szukam jakiegoś osiłka i robię pieskie oczy i dawaj
Ja: Tej twojej pozycji nie przerabiałam, a zrobiłam trochę biegów.... kurcze mogłyśmy chociaż wcześniej poćwiczyć trochę hahahaha
Dobra ruszyły konie po betonie, albo klacze po piasku.... początki jak zawsze... ciężko to moje ciało rozgrzać.... hahaha. Woda była mega ciepła, a padało cały czas, więc nie było różnicy dla mnie czy na lądzie czy we wodzie biegnę. Aga i Monia narzucają tempo, ale spoko biegniemy w kupie.
Przeszkody są dla mnie nowością, ale przechodząc jedną za drugą współpracując razem to nawet czekam na kolejną. I to błoto, błoto i jeszcze raz błoto... już miałam dość... nawet piasek w buzi miałam bo cycek do picia też w błocie. Niektóre przeszkody są oczywiście nie do przejścia dla nas więc kara musi być czyli 20 burpees. I tak mijają godziny, ale biec trzeba dalej... przy postoju na wodę niestety zaciął mi się zamek tak był ubrudzony błotem i tu zamiast zostawić siłę na przeszkody to była walka z plecakiem.
Aga: Wyrzuć go!!!
Ja: No co ty zwariowałaś... plecak i bukłak za ponad 300 zeta wyrzucić... nie ma mowy....dawaj... ciągnij...
Po 10 minutach walki udało się i tu kolejna współpraca tria! Monia ta płukanka zadziałała cudownie dzięki hahaha....
Był taki moment, że marzyłyśmy, żeby wejść do wody już z różnych powodów...hahahah. Czułam się średnio, bo mój żołądek już odczuwał dłuższe zażywanie ketonalu i nie nabrałam prędkości jak to bywa na dłuższych dystansach tylko czułam się słabo. Właściwie to chyba już nic nie czułam, wyłączyłam się gdzieś w trakcie biegu. Ale przyszedł czas na fun który uwielbiam czyli zjeżdżalnia do wody... dla takich chwil warto biec i tyle.
Nie zapomnę nigdy jak z wody po przemyciu błota wyłonił mi się but Agi z czymś białym na bucie. I wtedy ooooo ku&*%#$ co ty masz na bucie???? ale ja już wiedziałam, że zapomniałam chipa. Jak można zapomnieć.... konsternacja totalna.... porażka na maksa. I tak już po ptakach biegnę dalej.
Co było fajne jeszcze to... kontener z lodem, skok na bombę, bo nie było szans dostać dzwonka i te chyba 2 ostatnie.... porodówka i wiszące opony mi się spodobały, chociaż odpuściłam na tej ostatniej. Jeszcze tylko skok przez ogień i oczywiście woda przed finishem... Medal jest, ale mało ważny bo nawet bez niego byłabym mega zadowolona. Przebiegłam to jest ważne!!!! Dzięki dziewczyny... besos
Muszę przyznać, że organizacja na bardzo wysokim poziomie także brawo.... Na pewno nie będzie to mój ostatni Runmageddon.
To tylko pierwsza część naszej przygody....druga jest objęta niestety cenzurą.... co zostaje na wyjazdach to zostaje.....
Takie tam na koniec.....
Jestem tylko zwykłą "openerką" ale wiecie co??? dobrze mi z tym. Nie potrzebuje poklasków, lików czy podium, ja biegam dla samej siebie i jeżeli ktoś tego nie rozumie to już jego problem. Szanuje pracę jaką ktoś wkłada w treningi, żeby być jeszcze lepszym i takie zawody dają im możliwość sprawdzenia się, i walka o podium jest wtedy wskazana, ale nie dajmy się zwariować i szanujmy każdego uczestnika!!!!