Koszyce Spartan Sprint 09.07.2016

Słowacja kojarzyła mi się głównie z lentilkami i złotym bażantem :-) ale ten czas już minął. Teraz wspomnienia dotyczą naszego pierwszego w sezonie 2016 Spartan Race biegu z przeszkodami który miał miejsce tego lata w Koszycach. Ekipa gruba, cały autokar (Autosan lata 80-te) wypełniony po brzegi dębickimi harpaganami. W radiu Metallica dodatkowo podnosiła adrenalinę (Britney Spears raczej nie kojarzę ;-) Tańce, śpiewy, każdy każdemu do michy z papu zaglądał (posiłek 2 godziny przed startem jedzony na kolanie musi być), ogólnie NA BOGATO.

Dojechali, chaosu narobili (SRTG Dębica najliczniejsza grupa treningowa jak dotąd w Polsce). Piękne słońce, ciekawe widoki... tak tak chodziło mi o zabytki? o czym pomyślałaś/eś?

Rozgrzeweczka na deptaczku pełną parą. Atmosfera naładowana pozytywnymi wibracjami. 12:30 upss czarne chmury wszędzie, a było tak pięknie. Poszły konie po betonie. Szybkie tempo nadane przez falę nakazywało biec przed siebie bez oglądania się do tyłu. Tam wprost się "przebiegało przez przeszkody" tym bardziej, że towarzyszył nam grad (wody nie trzeba było zabierać, ciekło po twarzy jak ze szlaufa), chcieliśmy jak najszybciej dobiec do mety.Biorąc udział w tym biegu, nie miałam pojęcia jak to właściwie wygląda. Przeszkody widziałam tylko w internecie i nie były one dla mnie fizycznie namacalne, jednakże kto jak nie ja - Anka Spartanka miałby tego skosztować właśnie wtedy. Lubię wyzwania, ze względu na to że w życiu osobistym przywykłam już do ciężkich sytuacji, przygotowało to mnie mentalnie na przeszkody wszelakie. Wiedziałam, że choćby nie wiem co, meta jest moja!!! Cud ...

Gdy Ja, Gruszka, Krzychu i reszta "dzików" docierała do mety,  przestało padać, wyszło słońce a my dostaliśmy w łapę banana (jejusiu jak on smakował) i piwko- to taka spartańska tradycja że browarek musi być :-).

Na  mecie okrzyki radości, macanko medali, wymiana uwag na temat organizacji i przeszkód. Ogólnie rzecz biorąc zapanowała euforia i rozkminki o następnych biegach.

   Czego nie zapomnę? Tego uczucia dumy i spełnienia, gdy trzymając medal w ręku już myślałam co dalej? Jaki bieg następny? Może by tak skompletować maskę do trifecty? Udało się, a wiara w siebie zaszczepiona w tamten ciepły deszczowy dzień dała Gruszce i mi napęd do działania. Życie to nie gra komputerowa, nie możesz go przeżywać wielokrotnie a jak wykorzystasz czas i swój potencjał zaowocuje na przyszłość.





Krynica Spartan Beast 23.07.2016 (relacja wg Gruszka)

4 laseczki w aucie, Anka Spartanka za kółkiem więc dobry bass musi być!!! Wiadomo, jest wesoło i głośno?. Docieramy do hotelu w miarę wcześnie (od 5 na nogach), to pierwszy Spartan Race z noclegiem i to z tak liczną grupą SRTG Dębica. Kompletowanie sprzętu na trasę - napoje, batony, czekolada i oczywiście krówki Edyty. Nie ma żartów już, stresik wszechobecny. Z opowiadań wiedziałyśmy, że będzie ciężko. Moje obawy są większe ze względów zdrowotnych tzn. bólu kręgosłupa. Pogoda dopisuje, rozgrzewka, grupowe wsparcie i pora aby się zmierzyć z jedną z trudniejszych tras w Spartan Race.

Start 9:45 i zaczyna się nasza przygoda.Trasa okazuje się wymagająca, ale dobrze oznaczona, plus dla wolontariuszy i dobrze zaopatrzonych punktów z wodą (zdarza się że przybiegając do punktów spragniony brakuje im wody i dlatego warto mieć własną w plecaku w razie takich sytuacji), dużo podbiegów i stromych zbiegów.

Najlepszy fun zaczyna się dla nas przy najwyższym podejściu (Jaworzyna Krynicka 1114 m) gdzie spotykamy z naszymi znajomymi z grupy i już tak razem do mety. Nas cztery i rodzynek Krzysiu, który wprowadzał dużo zabawnych elementów. Od tej pory wspieramy się już we wszystkim, jak i przy przeszkodach czy np. skurczach. Każda przeszkoda to wyzwanie, ale są takie jak tzw. "domek" dla nas jeszcze niewykonalny. Fajnie jest ale im bliżej końca tym bardziej czuć już obolałe nogi i nie ukrywam że marzę o mecie i już ją widzę, ale nie, jeszcze jedno - worki z piachem, które właściwie już bez znaczenia przy świadomości pokonania tego dystansu.

Jest!!! Upragniony zielony medal Spartan Race !!! Browarek, paparazzi i czas na relaks i zabawę "na mieście".

Nasze wspomnienia z biegu:

"Żartujemy sobie, że mogliśmy grilla i kiełbaski w teren zabrać a nurkowanie przy linie Anki Spartanki na długo zapadnie w pamięci zwłaszcza, że Krzysiu co jakiś czas zapodaje swoją humorystycznie przerysowaną wersje zdarzenia".??


Liberec Spartan Sprint 02.10.2016


Liberec położony jest w Czechach, w Sudetach Zachodnich. Szczerze, nigdy tam nie byłam i teraz żałuję. Miejscówka niesamowicie piękna, po prostu miłość od pierwszego wejrzenia. Ale od początku... Ustawka pod blokiem. Planowo wypad o 16:00. Wsiadamy. Tomek zapomniał spakować buty na bieg. To poleciał... Ok, w końcu ruszamy. Trasa męcząca ok 570 km przed nami. Krzychu - wiadomo:-) Tomek, Gruszka i ja. To siku, to MAC (nie nie to nie tak jak myślisz, my się zdrowo odżywiamy, ale czasem trzeba kaloriami zapodać:-) i w plecy dwie godziny. "Ale w koło jest wesoło oooo" w takim klimaciku docieramy do Jakuszyc - naszej noclegowni. 5 osób w pokoju. Bieg dopiero w niedziele;-) To ja może ominę ten element wieczoru co byście traumy nie przeżyli:-)

Godzina 5 minut 30. Tak tak piękny sobotni poranek, czas na zwiedzanie. Chwile zeszło się ogarnąć. Śniadanko, kaweczka (Gruszka nawet pianę własnoręcznie ubiła), wałówka na drogę i lecim. Nasz cel - Park Narodowy Czeska Szwajcaria oddalony około 120 km od miejsca pobytu. Bartek "Bocian" drużynowy ziomek od wszelkiej nawigacji (nawet pod ziemią windę by znalazł:-), trasę wyznaczył, kabanosem poczęstował - jak prawdziwy spartanin mięso w kieszeni nosi :-). Droga na szczyt długa i mecząca a jutro bieg, ale co tam, damy radę w końcu to tylko kilka wzniesień. I tak w sumie zeszło 8 godzin w górach.

Jak widzicie miejscówka idealna na romantyczne przechadzki (obcasy odpadają)

Późny powrót i szybko do wyra bo rano trudny bieg przed nami.

12:30 start fali. Wiadomo trzeba zabrać pakiety startowe, rozgrzać się dobrze i czekać. Biegłam już tradycyjnie (4 biegi razem) z Krzyśkiem. Jak nigdy stanęliśmy na czele fali... a jak!!! I czemu nie? Powiem tak:  "a co to za problem, to tylko sprint, szybko oblecimy i do domku". Co się później okazało był to praktycznie podwojony dystans - 9,9km, w terenie rzeczywiście malowniczym, z naturalnymi przeszkodami (organizatorzy Spartan Race nie próżnowali), jak przepłynięcie jeziora tylko po to aby poznać swój kod na " memory test ". Oczywiście powrót również w ten sam sposób. Wychodząc z tej lodowatej wody nie czujesz nic. Chociaż ja się uśmiechałam ale chyba było to wynikiem skurczów mięśni na twarzy :-)) nie wiem czy Krzychu miał wszystko na swoim miejscu w każdym razie powiedział, że dopiero za tydzień powinien to  znaleźć ?.

Stojąc na linii startu nigdy nie wiesz co cię czeka i zawsze czujesz lekki strach pomieszany z adrenaliną. Gruszka dopadła mnie z aparatem przy jednej przeszkodzie, krzyczy coś, wymachuje, a ja w transie robię swoje i Run Forrest Run :-) Tak to wygląda. Jesteś wkręcony w wir działania i nic z zewnątrz nie dociera. Już wiem jak się czuła Alicja w krainie czarów - magicznie i tak ja się czuję podczas każdego biegu, mimo nurkowania w błocie, zgrzytania zębami etc.Mogę tu wymyślać wiele tekstów na zachętę brania udziału w Spartan Race, ale to wszystko ma się nijak do tego uczucia gdy kupisz start, wciśniesz tyłeczek w obcisłe getry (getry robią robotę?),staniesz tam z tymi 249 pozostałymi z fali i ruszysz zmierzyć się z nieznanym. Martwisz się czy dasz rade na przeszkodach? Nie potrzebnie... Nikt nie zostawi cię bez pomocy, bez podania ręki na ścianie. Jeśli się nie uda? to co!!! to tylko 30 burpees i lecisz dalej po medal wojownika, dumnego z kolejnego kroku do życia pełnego ubłoconych butów i mokrych skarpetek, ale za to pełnego niezapomnianych chwil, których przed tv nie wysiedzisz.

Aroo!!!



                    Tokaj Spartan Super 22.10.2016


Tokaj, Tokaj …..ach ten Tokaj!! Zakończenie sezonu Spartan Race (relacja wg Gruszka) - Bardzo osobisty wyjazd dla mnie:) 

Nieprzespana noc a  to  dopiero  początek. Wcześnie rano, jeszcze ciemno, ale trzeba ruszać. Tym razem wyruszamy wspólnie z większą ekipą, kolumna 3 pojazdów. U nas prowadzi Krzychu, nasz "pirat drogowy". Wśród pasażerów mamy 2 świeżaków jeśli chodzi o Spartan Race tj. Aga i jej mąż Łukasz?Wyruszamy z deszczem, który towarzyszy nam przez całą drogę, ale Anka Spartanka (nasz zaklinacz deszczu) przekonuje nas, że tam będzie pięknie i słonecznie (dobrze, że nie widzi naszych min z tyłu:*). Docieramy na zawody do Tokaju tak na styk (problem z parkowaniem zrobił swoje, wina późnego startu, bo aż o 12:30 fala). Może i dobrze, bo nie ma czasu na rozmyślanie i debatowanie tylko dajesz i biegniesz! 

Zanim przejdę do samego biegu, sorki Ana, ale trochę prywaty muszę dać:). Cofnijmy się o ponad 2 miesiące wstecz kiedy to podczas innego biegu Spartan Race SuperValcianska Dolina (Snowland) Słowacja, doznałam kontuzji tj. złamania wyrostka łokciowego, co wiązało się z rezygnacją z dalszej rywalizacji. Emocji było bardzo dużo, nieistotne teraz, operacja, rekonwalescencja i oczywiście rehabilitacja. Ale wiedziałam jedno! nie zakończę sezonu bez Trifecty! Obaw i zmian decyzji było pełno, ale wiedziałam, że muszę chociaż spróbować nawet gdybym musiała zejść z trasy, bo jednak zdrowie jest najważniejsze.  

Wracając do Tokaju... Anka miała rację. Pogoda dopisała akurat nam, bo fala była jedną z ostatnich i niestety to był jej minus. Bieg rozpoczyna się między ulicami Tokaju, teren płaski dopiero później wkraczamy na zalesione tereny górzyste. Tyle błota nie widziałam chyba nigdy. Buty mają bardzo duże znaczenie w takim terenie gdyby ktoś jeszcze nie wiedział. Ja biegnę swoim tempem wiedząc, że czeka mnie dużo burpeesów ze względu na łokieć. Anka Spartanka ma robić czas więc wypruła do przodu, ale się o nią nie martwię bo ma towarzysza, oczywiście Krzysia:), także nie będzie samotna. Ja szybko spotykam na trasie znajomych z grupy bickiej i tak już biegniemy w tym gronie do końca tj. Benia, Paulina i Mateusz, który dołącza trochę później. To się zaczynarozmowy, rozważania, żarty oraz pomaganie sobie na niektórych przeszkodach. Nie ukrywam, że ich pomoc przy wszystkich ściankach jest dla mnie bezcenna zwłaszcza, że nie mogłam sobie pozwolić na jakikolwiek błąd. Nie było takiej opcji.

Teren przepiękny, dobry winogron, spa w błocie, kąpiel w górskim jeziorze – prawie jak na wakacjach – hehehe. Ale wróćmy do rzeczywistości, która daje o sobie znać tuż przy mecie, przy wszystkich odgłosach dochodzących do nas, zapadającym zmroku i zimnie, który tak naprawdę teraz odczuwamy, nie możemy iść dalej tylko czekamy i czekamy i czekamy (To jest Sparta!!!). Taki niesmak na koniec tego biegu, brak pamiątkowych, grupowych zdjęć na koniec i tylko pragnienie powrotu do hotelu, żeby się wykąpać i ogrzać. Tak tak do hotelu! Bo nie mogłoby nas zabraknąć na imprezce zakończeniowej ten sezon w centrum Tokaju i spróbowaniu lokalnych win. Ale to już inna opowieść:) Trifekta zdobyta i to się liczy na dzień dzisiejszy?

Nasze teksty bezpośrednio po biegu: 

Możemy o tym nie rozmawiać dzisiaj!?- odpowiedź Łukasza na zapytanie Anki Spartanki jak było i czy jeszcze się wybierze? 

Nie odzywaj się do mnie dzisiaj! (do żony Agi) - również Łukasz  

Bieg w Tokaju zapamiętany a to co było nieprzyjemne przejdzie w niepamięć. 

Aroooo!!!