Relacja Spartan Race Svit 2017
Godzina 2:30 budzik ruszył do ataku. Jeszcze się nie zdarzyło, żebyśmy się wyspały przed biegiem i szczerze wątpię, że kiedyś to nastąpi. Twarz pod zimną wodę, szybka kawa, jakiś jogurt na stojąco i -„Ana to wezmę kawę…. Ty poczekaj kolejka na macdrive? Co jest, o 4 rano?? To nie czekam”. Nie czekała, a kawę na drogę ogarnął Piotrek .
Miejscówka już standard - parking przy Stomilance (taki jakby bar mleczny i jadłodajnia w jednym). Ekipa SRTG zajęła miejsca i o 4:03 ruszyliśmy. Svit, nasz cel a przed nami 280 km jazdy, także gdy zgasły światła większość z nas udało się do krainy snu…
Kilka godzin później…
W miarę wyspani, posiłek zapodajemy, dyskutując przy tym żarliwie;) Ja, Gruszka i Krzysiu zajmujemy miejsce na tyłach - taka drużynowa trójca świrów. Zaczęliśmy dyskusje o HH, a o której, a ile trwa itd. i doszliśmy do wniosku tak dla żartu, że w naszym przypadku to możemy tylko uczestniczyć jak na razie w AA ;-))
Dotarłszy na miejsce, całą ekipą uderzyliśmy na pobliski hotel w celu wiadomym;-) Już bez żadnych obciążeń ruszyliśmy po nasze pakiety startowe. Niby nie zimno a jednak piździ ;-) i ślisko, że Gruszce nogi fiknęły i prawie kozaki pogubiła;-), a że Marta równowagę ma w małym paluszku to zachowała spokój i wyszła z tego bez szwanku;-)
Byliśmy na miejscu dość wcześnie (7:30), dlatego emocje narastały z minuty na minutę. Przebieranko w busie na szybciora i no właśnie…kojarzycie filmy gdy grupa bohaterów wychodzi z budynku, który zaraz eksploduje, krokiem pewnym w tempie zwolnionym i żeby była jasność żaden odłamek nawet ich nie draśnie;-)? Tak właśnie wyglądaliśmy jak szliśmy;-)
Dzięki koszulkom byliśmy dobrze widoczni o czym przekonaliśmy się pod sceną…Dobra nuta to i rozgrzewka szła jakoś tak w rytm. Tak nas poniosło z bujaniem, że nawet TV nam nie darowała, a co? Mieliśmy te swoje 5 minut;-) Wywiad przeprowadzili, a nasi manekin challenge za plecami zaliczyli. Bartek, nasz wodzu dokończył rozgrzewkę na scenie, z której również skorzystali obecni tam zawodnicy. Czas gonił, wiec na linie startu Spartanie!!!
Selfie grupowe i poszły dziki orać trasę;-)
Początek wiadomo nie za prosto, do przebycia wzniesienie dość konkretne. Jesteśmy przyzwyczajone do biegania w śniegu po kolana, dlatego akurat tutaj nie miało to dla nas znaczenia. 7,7 km i 22 przeszkody. Trasa fajna, jedynym minusem było oblodzenie ale wiadomo to nie Palma de Jałowce więc…
Aby tradycji stało się za dość ja leciałam z Krzychem, a Gruszka z Benią. Biegnąc, jedyną wracającą jak bumerang frazą było „Musze zaliczyć Monkey Bar A”. I proszę, jest, stoi, czeka, woła.
Dziwne uczucie widząc tą wypolerowaną bestyjkę. Mieszanka strachu z radością, że może właśnie tym razem „domek” będzie mój. Dzięki sile walki i koncentracji bestia została pokonana przez nas jak i wszystkie przeszkody (no dobra rzut oszczepem to jedyne burpees).
Na trasie pojawiły się 3 nowe przeszkody, nie powiem ciekawe, ale nie były one dla nas żadnym wyzwaniem już. Mimo wszystko poziom wytrenowania wzrósł przez ten martwy biegowy okres. Trasa i widoki sympatyczne, ludzie przyjaźni, więc czego chcieć więcej? Meta, medal banan, kompot i radość z dobrych czasów w klasyfikacji ogólnej spowodowała, że miejsce zmęczenia i odczuwalnego chłodu zajęła ogólna euforia jak i chęć świętowania pierwszego startu w sezonie 2017.
Ten start był dla nas przełomowy tak osobiście jak i jeśli chodzi o grupę SRTG Dębica, z która z przyczyn chorej polityki i zachowań tzw. Lidera grupy (jest tu oczywiste, że nie mamy na myśli Bartka), nie możemy się już z nią więcej utożsamiać, także jak widzicie świadczy to tylko o tym, że sprawa jest poważna ale…nie ma tego złego, tak? Czekajcie cierpliwie, bo wkrótce artykuł o całej sytuacji na pewno się pojawi i nie będzie napisany w formie bajki na dobranoc, a raczej John Wick wersja pisemna;-)
6 komentarze - Relacja Spartan Race Svit 2017
Uwielbiam Was dziewczyny ? z czystą sympatia sledze Wasze poczynania i zazdroszcze zdrowego hobby,motywacji, kondycji ?...