Chęć szczytowania i niedosyt Gruszki cz.I
5:00 „Ana chcesz kawę z Mac’a? Cholera, zamknięty!!!” Dla Gruszki trauma dla
mnie wszystko jedno gdzie wypiję ten ciepły barwnik:-)
Plecak spakowany, Marta i jej torba na kółeczkach...Wróć!! Luna spakowana, jej miseczki i żarło też;-) Jak to zimą wiadomo - deszcz, trasa fatalna a Luna jak to pies z ADHD 3 godziny na stojąco za moimi plecami (czasami zrobiła rundkę od lewej do prawej). Po drodze ustalamy scenariusz prawie jak na relację dla National Geographic... Wiecie, 4 kamery, statyści, wilki i niedźwiedzie. Taki komercyjny survival w górach pt. Jadły szyszki i przetrwały. A tak poważnie to celem był Kasprowy Wierch a podróż uwieńczona wbiciem flagi SRTG Dębica i 30 burpees na szczycie jak to przystało na spartanki ;-)
Punkt 10:00 wyruszamy. Sprzęt jak nam się wydawało kompletny (no co? są kamery, telefony, jest ubranie, czekolada z orzechami, woda i raki to co nam więcej potrzeba?...)
Spacerek do Kuźnic czyli tam gdzie wszystko się zaczęło i gdzie się pomieszało...
Gruszka - „kupię mapkę ok? To się przyda”. Pomyślałam ok, być w górach i nie mieć mapki to wstyd przecież.
Marta biorąc mapę zapytała grzecznie pani za ladą - ”A na Kasprowy to którym szlakiem dziś najlepiej?”
Pani - „dziś to tym po prawej będzie łatwiej i w dwie godziny dojdziecie”
Jak tu nie zaufać „tutejszej" !!!
Wszyscy idą to my też.
Trasa wiodła od Kuźnic przez Polanę Kalatówki, Halę Kondratową no i właśnie jak się okazało w trakcie wędrówki na Przełęcz pod Kopą Kondracką (Czerwone Wierchy), którą w sprzyjające warunki można dotrzeć na Kasprowy Wierch powtarzam w sprzyjające co na pewno nie było w ten dzień (2 stopień zagrożenia lawinowego, deszcz).
Szło się fajnie, było nam ciepło a przy okazji podziwiałyśmy uroki naszych gór. Czego chcieć więcej;-)
Dotarłyśmy do Hali Kondratowej już trochę zmęczone (co raz więcej śniegu i zapadanie się utrudniało przemieszczanie się a do tego trochę irytowało ale co tam do celu już niedaleko). Tego dnia wszystko nam mówiło żeby tam nie iść!! Wierzycie w znaki ? Hehe my już tak (Gruszki telefon nagle przestał działać, zapomniałyśmy flagi, termosy zostały w pokoju..) turystyczny armagedon!!
Ruszyły dalej...i tu na Hali K. tylko my śnieg i piękne widoki. Jakoś takie dziwne wewnętrzne uczucie że coś jest nie tak, że nikogo dookoła, a nie, przepraszam ktoś tam był jeszcze. Taka mała czarna kropka na tle śniegu to pomyślałyśmy, że to chyba szlak skoro ktoś tam idzie. Strach ustąpił miejsca euforii, że jeszcze tylko kawałek pod ”górkę” (1728) i Kasprowy jest nasz. Nic bardziej mylnego, a gdybym wiedziała wtedy co wiem teraz nikt by mnie nie zmusił do drogi w tamto miejsce.
Szło się fatalnie, śniegu coraz więcej co kończyło się niespodziewanym zapadaniem się na wysokość pasa. Ta, która szła pierwsza robiła szlak dla drugiej (niewdzięczna robota).
